Już nie pamiętam, co było pierwsze, w każdym razie w E-1 nie dało rady wyciągnąć nawet zbliżonych kolorów do oryginału. Dzisiaj Lightroom + PS.
Tak wiemNo i RAW to mimo wszystko lepsza jakość, mniejsze straty w cieniach, możliwość wyciągnięcia szczegółów ze świateł (zapraszam w tropiki z rozpiętością tonalną 40tki, tak, używam filtrów).ale nigdy nie żałowałem, że coś skopałem i "gdybym miał RAW to bym wyciagnął". Swego czasu porównywałem zdjęcie zrobione na około -3EV. Ciągnąłem z RAWa i z JPGa i różnica była znikoma. (E1 i Pentax K10)
Zaznaczam, nie twierdzę, że tak jest zawsze, i nie warto w ogóle myśleć o RAWie, ja cały czas mam świadomość, że w razie potrzeby mam jeszcze jedno narzędzie techniczne, które może mi kiedyś pomóc rozwiązać problemową sytuację fotograficzną.
No a ja się nie zastanawiam, po prostu robię zdjęcia. Sam się łapię na tym, że pokrętłem np. od czasu kręcę, gdy tylko idę i nie robię zdjęć a aparat po prostu trzymam w ręce.Generalnie całe podróżnicze.
Zmiany wewnątrz/na zewnątrz, ogólnie "szybka" fotografia bo nie mam komfortu wyjazdów typowo fotograficznych.
Nie mam czasu się zastanawiać robiąc zdjęcia dosłownie w biegu czy chcę to trochę cieplej czy może jednak w chłodniejszych barwach, czy nasycenie na maxa, czy może jednak spokojniejsze kolory. Nie wyobrażam sobie takich decyzji, gdy często jest dosłownie 5 sekund na zrobienie zdjęcia bo mi zaraz spierniczy jakaś koza, dziecko pobiegnie dalej itp itd. Cieszę się jak ogarnę odpowiednią ekspozycję :]
A ja po prostu kasuję JPGaRAW to jednak zawsze jest backup, że jak coś nie do końca dobrze zrobię, to da się uratować.Hehehe.
No ba, w takich sytuacjach RAW jest rewelacyjny.Vide mój pierwszy wyjazd z lustrzanką. Robiłam zdjęcia na lotnisku i w samolocie -- WB na światło żarowe, bo przecież tak trzeba. Tylko potem robiłam na tym WB zdjęcia przez 3 dni ;] W jpg. Właściwie wszystko nadawało się do kosza. Przy rawach nawet przez moment nie pomyślałabym, że może to być problem.
No generalnie to, że RAW ma większe możliwości, lepszą jakość i tak dalej, jest oczywiste.PS. Nie chcę tu wyjść na jakąś nawiedzona orędowniczkę rawów (szczególnie, że przechodziłam etap "przecież można bez lub z minimalną obróbką"), ale mam wrażenie, że jednak bez nich się coś traci. Kwestia znalezienia własnego sposobu na wywołanie. Osobiście nawet cieszę się, że działanie na linuxie zmusiło mnie do używania bibbla. Z warstwami, korekcją miejscową, wtyczkami, konwersją b&w, presetami itp stanowi kompletne narzędzie z którego wypuszczam gotowe jpgi. Nie wiem, czy starczyłoby mi na to cierpliwości gdybym musiała używać np lightrooma i ps osobno.
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
To ciekawe. Fakt, faktem, że kiedyś wywoływałem filmy w labie, lub w ciemni. Robiłem odbitkę, którą następnie skanowałem, ewentualnie lab skanował negatyw.
W Corelu Photopaincie(!) poprawiałem odrobine kontrast, czy kolorystykę i zdjęcie było gotowe do publikacji w sieci (a jeszcze inna sprawa, że na spotkania woziłem odbitki BW w wersji A4 wyplamkowane i wypucowane ;D
Dzisiaj robię więcej zdjęć, ale to jest zrozumiałe, bo po to kupiłem cyfrówkę (i nie nie chodzi o strzelanie bez sensu, ale o fakt, że mogę ogólnie więcej fotografować. Cyfrę kupiłem w momencie, gdy wydałem w wakacje połowę jej wartości na negatywy). Równocześnie jednak więcej obrabiam (dla mnie, osobiście cały czas za dużo) i chociaż niby efekt końcowy nie różni się drastycznie od tego co wychodzi bezpośrednio z aparatu, to jednak wymaga trochę drobiazgowej zabawy z krzywymi czy poziomami. Inna sprawa, że myślę w kategoriach papieru a nie ekranu.
Jeżeli chcę trochę poszaleć z obróbką to zupełnie inny temat, bo i w ciemni takie zabawy zabierały pół nocy.
Tak czy siak proces dzisiejszego "wywoływania" plików jest na tyle długi, że moje prywatne sesje leżą czasami nietknięte po dwa lata![]()