CYNIG, świetnie Cię rozumiem. Mimo, że jestem poniekąd po drugiej stronie Dla jasności: nigdy nie fotografowałem tego, czego dotyczy wątek czyli wojny, czy wielkich klęsk na innych kontynentach. Naoglądałem się jednak - i także fotografowałem - innych nieszczęść. Może nie tak spektakularnych, ale, wierz mi także przejmujących. Wszystko sprowadza się do osobistych dośwadczeń. Szanuję Twoje. Widać trafiłeś na hieny. Ale - i to znów z osobistych doświadczeń - nie wszyscy są tacy. Kilku kolegów, ktorzy zaliczyli Irak, zostawiło po sobie dobre wrażenie. Jednak mając złe doświadczenia cholernie trudno jest w to uwierzyć.
A co do wchodzenia z apartem w cudze nieszczęście, to fotografując powódź w 97. roku robiłem to bez przerwy. Do dziś nie mogę zapomnieć. Pamiętam też, że nikt z nagabywanych przeze mnie obiektywem nie miał nic przeciw temu. Wręcz przeciwnie. Pozostawieni sam na sam z katastrofa ludzie cieszyli się, że wreszcie ktoś zainteresował się ich nieszczęściem. Ktokolwiek, nawet tak nieważny fotograf. Z całym szacunkiem dla proporcji: o czymś takim mówił też Nachtway.