Normalnie nie wierze, jeszcze to do mnie nie dotarlo...
Nie tak dawno jak przedwczoraj napisalem moj pierwszy post z moim pierwszym problemem w aparacie dotyczacym awarii autofokusa, ktory okazal sie w rzeczy samej problemem zwiazanym z zabrudzonym wyzwalaczem migawki. Tamten problem wczoraj juz rozwiazalem no i wzialem dzis do pracy moja puche aby przetestowac czy wszystko jest ok. No i bylo... do momentu kiedy wychodzac z pracy... upuscilem aparat na twarda podloge... K...a! Pierwszy raz cos mi sie takiego zdarzylo.
Mialem go zawieszonego na ramieniu z podpieta 50mm. Zesliznal mi sie zwyczajnie i uderzyl w granitowa czy tam marmurowa podloge. Pierwsza sile upadku wziela na siebie oslona przedziesiatki nawet sie nie zeslizgujac. Podnosze aparat, wydaje sie caly, robie zdjecie i niby wszystko klika jak nalezy... az do czasu gdy zerknalem na swiatlomierz... i tu zonk... kreska pomiarowa stoi po lewej stronie. To ja zwiekszam dlugosc naswietlania, zwiekszam i zwiekszam i buch.. w koncu ruszyla. Ustawiam kreske na srodek, robie zdjecie i co? Oczywiscie na maksa przeswietlone, praktycznie cale biale. To robilem w trybie M. Sprawdzilem czy w Tv i Av, a nawet w jakims automatycznym jest inaczej, niestety nie.
Nie wiem w jaki sposob taki swiatlomierz jest montowany i jak dziala, moze ktos umialby to jakos wytlumaczyc. Wydaje mi sie, ze on caly czas dziala, tylko ze wlasciwy pomiar ze srodka skali zostal bardzo mocno przesuniety w lewo. Czy to jest mozliwe, ze jakas tam mechaniczna zebatka czy takie cos przeskoczyla kilka trybikow i teraz srodek odczytu nastepuje w innym miejscu. Jak mozna to naprawic?
Co za sytuacja... po 6 latach bezawaryjnego dzialania dwa problemy, jeden za drugim (z tym, ze ten drugi, to juz na moja wlasna prosbe).