moje życie ułożyło się tak, że to właśnie dzięki takiemu "fotoziutkowi" zaczęłam swoją przygodę z fotografią ślubną i udało mi się zarobić na pierwszy własny sprzęt. miałam wtedy nieco ponad 20 lat i niewiele wiedziałam o fotografii, rodzice również nie byli wielkimi entuzjastami mojego pomysłu, a przynajmniej nie do tego stopnia, żeby sfinansować mi chociażby pierwszy aparat. po półtora roku przestało mi się podobać to, co robi "fotoziutek" i (również z innych powodów) odeszłam z jego (nieistniejącej notabene) firmy. ambicje wzięły górę, chciałam się rozwijać, robić coś więcej, a nie topić młodych w wodzie i walić im zdjęcia z lampą na plenerze "bo trzeba robić takie, jak szef, żeby się nie odróżniały". wrzucenie w sieć relacji z pierwszego samodzielnie wykonanego zlecenia zakończyło się kradzieżą moich prac przez ex szefa i wrzuceniem ich na jego profil na NK pod "logo" swojej firmy... od tamtej pory nie mamy ze sobą kontaktu. ja - po kilku zawziętych latach wreszcie dokonuję zakupu FF i ładnych szkiełek, on - po kilkunastu latach pracy nadal robi zdjęcia D80 z kitową Sigmą 18-200 i Nikkorem 70-300 4,5-5,6. oddzieliłam naszą dawną współpracę grubą kreską, nie ujmując jej zasług, bo fotografię kochałam zawsze, ale nie miałam możliwości, żeby w jakikolwiek sposób wystartować, chociażby amatorsko, a on mi to jednak umożliwił. jednak kiedy odwiedzam jego profil na fb i patrzę w galerię, w której wiszą zdjęcia-tapety, ściągnięte z zakładki Google grafika, przyporządkowane naturalnie jako swoje własne, zalewa mnie krew...