W mojej profesji jest taka teoria, że akustyk (taki człowiek od suwaczków i pokręteł na pulpicie, do którego podłączonych jest mnóstwo kabelków) nie powinien być gwiazdą koncertu. Dobry akustyk to taki, którego istnienia, w czasie koncertu się nie zauważa. Czy w fotografii ślubnej nie powinno być podobnie z fotografem (takim człowiekiem od pudełka do którego podłączone są różne rurki ze szklanymi przegródkami w środku)?
Popieram, dlatego pisałem wczesniej o obwieszaniu się za mało fajne
Skupiam się na zdjęciach a nie na tym czym fotografuję.