Pokaż wyniki od 1 do 10 z 18

Wątek: fotografia przyrodnicza a łowiectwo

Widok wątkowy

  1. #6
    Uzależniony Awatar mc_iek
    Dołączył
    Mar 2008
    Miasto
    Kępa Niemojewska
    Wiek
    61
    Posty
    790

    Domyślnie

    Teoretycznie jest tak, jak napisał jacek_73, ale... Kiedyś, w połowie lat 80-tych ubiegłego stulecia, kolega z pracy zaprosił mnie na polowanie

    - Wiesz, dwa dni w lesie, porobisz zdjęcia, zobaczysz jak to jest na polowaniu i może sam wsiąkniesz w myślistwo. To piękna tradycja i niesamowite przeżycie.

    Zapakowałem się więc, kupiłem trzy rolki Fotopana FF i pojechałem. Wylądowaliśmy w leśniczówce w środku Puszczy Piskiej. W skład ekipy wchodził dyrektor dużej państwowej firmy, wzięty lekarz ginekolog, dwóch sędziów jednego z warszawskich sądów, wyższy oficer z jakiegoś sztabu i trochę mniejszych person. Oczywiście zaraz po przyjeździe i rozlokowaniu się w pokojach, panowie rozpracowali kilka szklanych opakowań zawartości tylko z wyglądu przypominających wodę, po czym poszliśmy na rekonesans. Po drodze panowie strzelcy wymieniali uwagi i chwalby, jaką to sobie kto ostatnio sprawił nową dubeltówkę, czy lunetę do sztucera. Rekonesans zakończył się kilkoma niecelnymi strzałami do jakichś cieni przemykających między drzewami, po czym wróciliśmy do leśniczówki na obiad. Po obiedzie, suto zakrapianym kolejnymi zawartościami szklanych opakowań, tym razem o różnych wyglądach nie przypominających już wody, odbyło się polowanie z nagonką. Rozstawiono nas na jakiejś polanie w odległości kilkudziesięciu metrów strzelec, od strzelca. Ponieważ ja uzbrojony byłem tylko w PRACTICę MTL3 z obiektywem 50mm i 135mm, stałem obok kolegi z pracy i czekałem, na malowniczość tradycji. Nagonka ruszyła w naszą stronę na hasło podane przez radiotelefon, hałasując niemiłosiernie. Słychać ją było z ponad kilometra. Niestety, to co nagoniła nie wyglądało zbyt imponująco. Jakiś lis i sarna. Sarnie się poszczęściło i przemknęła przed szeregiem myśliwych nawet nie draśnięta. Lis miał pecha, bo gdy wypadł na polanę i zobaczył ludzi, zatrzymał się na chwilę. Któryś z myśliwych pomylił spusty w dubeltówce i trafił lisa breneką. Nawet ogon nie nadawał się po tym strzale na trofeum. Zawiedzeni strzelcy, przy wieczornym ognisku koło leśniczówki, zalewali gorycz porażki kolejnymi zawartościami szklanych opakowań, nie patrząc już tym razem na kolorystykę i konsystencję. W pewnym momencie na płocie odgradzającym leśniczówkę od lasu pojawił się kot leśniczego. Nie wiem, kto pierwszy do niego strzelił, faktem jest, że w pewnym momencie strzelali do niego wszyscy mający z czego. Ja nie miałem, bo 18DIN Fotopana FF to za mało na porę, o której akcja się rozgrywała. Stan w jakim znajdowali się strzelcy, spowodował, że leśniczy sam dostrzelił biedne zwierzę, bo ponad 20 strzałów oddanych przez myśliwych nie było w stanie przerwać męczarni kota, który zresztą w tym momencie bardziej przypominał pizzę, szczodrze polaną ketchupem. Mnie jakoś wtedy opuścił klimat pięknej tradycji i następnego dnia rano piechotą udałem się do najbliższej, choć wcale nie bliskiej stacji kolejowej i wróciłem do domu. Od tamtej pory nie wierzę, że myślistwo ma jakikolwiek związek z pielęgnacją, dbaniem i pięknem. Zawsze, gdy widzę zielonego pana z futerałem na fuzję w łapie, przypominam sobie kota... W jednym kolega się nie pomylił - było to niesamowite przeżycie!
    Ostatnio edytowane przez mc_iek ; 31-12-2011 o 20:02
    Nałómta siem odmieniwać kącufkuf po polskiemu!

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •