Norma, w której monitor traci w rogu 1/3 jasności, ma odchyłki w barwie na poziomie 14 dE i ma tak obrzydliwie cieknący narożnik, faktycznie mi nie odpowiada.
Użytkownika nie obchodzą normy producenckie - obchodzi go to, co widzi. Monitor wyświetlający zaburzony obraz, nawet jeżeli te wady są w granicach producenckiej normy, nie będzie pożądanym narzędziem na niczyim biurku. Czy to będą uwalone piksele, czy nierówne podświetlenie, czy naprężony panel - wszystkie te wady wpływają w olbrzymim stopniu na komfort pracy, zupełnie niezależnie od tego co w swoich normach głosi producent. Standardy są po to, żeby móc kwalifikować urządzenia do różnych grup produktowych (przypadek podziału np. na serie PA i SV) oraz żeby serwis wiedział co się kwalifikuje do naprawy w ramach gwarancji, a co już nie. Nie służą natomiast upewnieniu użytkownika, że bubel, który stoi przed nim na biurku, tak właściwie to jest sprawny. Sprawny inaczej.
Test równomierności podświetlenia, o którym wspomniałem wcześniej, powstał właśnie z takiej potrzeby, którą wyrazili też inni uczestnicy wątku - co sprawdzić w momencie zakupu monitora. Odpowiedziałem wcześniej, co jest istotne i gdzie może kryć się problem. Kupującemu zależy przecież na uniknięciu potrzeby reklamowania monitora: nie ważne czy z powodu nie spełnienia standardu fabrycznego, czy ze względu na rozminięcie się danej sztuki z oczekiwaniami. Dlatego nie widzę potrzeby dalszego roztrząsania co jest w normie, a co nie jest. To nie norma będzie użytkownikiem monitora, tylko ja czy jakikolwiek inny kupujący.