W naszym pięknym kraju w praktyce (a przynajmniej kilka lat temu) wyglądało to następująco: szedł foto-repo na imprezę, trzaskał foty, wybierał 8-12 najlepszych i dawał do gazety. Nikt nikogo nie szukał, nie pytał :-D Jak przysłowiowy pan Mietek poczuł się dotknięty fatygował się do redakcji celem otrzymania paru złotych i było po sprawie. Płaciła oczywiście gazeta nie fotograf

Idź za radą Kolaja i na publikującego zrzuć ten cały prawny majdan.