Kilka tygodni temu miałem przygodę z golarką Browna. Najwyższy model, wodoodporna i nagle umarła. Była po gwarancji, więc postanowiłem otworzyć i zajrzeć do środka. Okazało się, że w środku była woda, a golarka jest naćpana elektroniką nie mniej niż niezły komputer. 4 mikroprocesory, mnóstwo innych elementów miniaturowej wielkości nadrukowanych na płytkę i to wszystko pokrywała mgła wodna. Wszystko wytarłem spirytusem, wysuszyłem, złożyłem i... nic.
Więc pomyślałem, że po prostu umarła elektronika. Pogodziłem się z tym, że półtora klocka poszło... Niestety (a raczej "stety") zapomniałem odłączyć ładowarkę i całość na biurku na noc zostało podłączone do zasilania.
Rano rozłączyłem, wcisnąłem włącznik, a tu niespodzianka - odżyła!!
I żyje do dzisiaj...
Nie ma co porównywać skomplikowalności aparatu z golarką, ale z mojej przygody wynika, że woda + skomplikowana elektronika; nie zawsze = śmierć elektroniki...
Dodam, że akumulator w golarce siedzi na stałe i nie można go łatwo wymontować, więc mokra elektronika miała cały czas zasilanie.

Nie poddawaj się i spróbuj oddać sprzęt do jakiegoś zapalonego elektronika z dobrym sprzętem do czyszczenia i ratowania zalanego sprzętu. Może warto spróbować.

Powodzenia.