ale raw converter juz mam w 6D. podstawowy, ale w zupelnosci do tych potrzeb wystarczajacy.
ale nadal nikt nie pokazal Canonowi jak to zrobic sensownie dalej. ta firma, podobnie jak Nikon, pod wzgledem workflow nadal tkwi w erze analogowej i jest swiecie przekonana, ze temat "co zrobic dalej z wykonanym zdjeciem" jej nie dotyczy.
no chyba ze w gre wchodzi drukowanie, no to drukarki maja, to miala kiedys dawno taki pomysl, zeby drukowac bezposrednio z aparatu...
ja nie mowie, ze to ma byc nie wiadomo co. ale Canon w kwestii uzytkowego przemyslenia jak uzytkownik posluguje sie zdjeciami po ich wykonaniu (nie mam na mysli samego procesu wykonywania - bo to akurat robia dobrze) nie
wykazuje zadnej wizji. to nadal jest era: "no to sobie wyjmuje film i niesie do labu, nas to juz nie dotyczy". gdy tymczasem od strony smarfonu mozna z wykonanym zdjeciem zrobic praktycznie wszystko.
akurat DSLR to jest dzisiaj rzecz glownie dla dinozaurow takich jak my. wiec tu sie obedzie bez cudow wiankow.
ale Powershoty imho powinny byc w wersjach z wifi, a tak naprawde i z 3G. i z tak zrobionym softem, zeby uzytkownik mial swobode zrobienia czegos dalej z fotami. tylko to by wymagalo od Canona myslenia nie w kategoriach
"my robimy puszki" ale: "dzieki nam ludzie robia i pokazuja swiatu swoje zdjecia".
dobrze, ale mowisz glownie o rozwiazaniach embedded. a w tym Azjaci sie nie gubia, tzn. zrobia je poprawnie i niezawodnie. problem pojawia sie tam, gdzie to uzytkownik zaczyna mowic o potrzebach funkcjonalnosci programowych,
o ktorych taki Canon nie pomyslal. tutaj sie sprawa rypie.
to nie jest przypadek, ze boom na telefony Samsunga (koreanskie) przypadl w momencie, gdy ta firma lyknela Androida (amerykanskiego). albo ze ludzie masowo olewaja cyfrowe malpki japonskich producentow i mimo nedznego
hardware'u chetniej wybieraja telefony (iOS albo Android - w obu przypadkach USA).