Nie wiem, czy analog dziś jako aparat do nauki jest wyjściem najsensowniejszym. Po prostu trudniej się z niego uczyć. Nie mówię już nawet o samodzielnym wywoływaniu zdjęć, ale o nauce fotografii przez praktykę po prostu. Cyfrą robisz zdjęcie, masz exif, od razu widać, co spieprzyłeś a co poszło dobrze. Analogiem robisz zdjęcie, po paru dniach oddajesz film do wywołania, po następnych paru odbierasz i często zapominasz masę rzeczy po drodze (jakiej użyłeś przysłony, jakiej ogniskowej, jaki był czas, jakie światło, czy można było poczekać na wykonanie zdjęcia aż oświetlenie się zmieni itd.). Ponadto jeśli zdecydujesz się na negatywy a nie slajdy, pozostaje rola laboratorium w procesie tworzenia finalnego obrazka.

Sam używam analoga, lecz w charakterze pierwszej lustrzanki do nauki fotografii nie dałbym go wrogowi, nie mówiąc już o narzeczonej. Fakt, efekt, który można uzyskać rzucając dobry kadr z Velvii czy innego Ektachrome'a zrobiony porządnym obiektywem przez ostry obiektyw porządnego rzutnika na ścianę w rozmiarze metr na półtora potrafi wgnieść w fotel i z tego też powodu nie zamierzam w najbliższym czasie kupować cyfrówki. Lecz dziś, w dobie publikacji zdjęć w Internecie, w dobie 'wszystko na szybko' analogowy aparat do nauki nie jest chyba najbardziej trafionym prezentem. Nie mówiąc już o pozostałych kosztach takiej fotografii, gdzie każde kłapnięcie lustra to wydatek rzędu 2 PLN.

pozdrawiam!