A ja pozwolę sobie mieć odrębne zdanie.

W końcu ludzie robią wszystko, żeby wyglądać lepiej. Makijaż, operacje plastyczne, odpowiedni styl ubierania, to wszystko służy temu, żeby człowiek mógł poczuć się lepszym, niż jest. Ludzie poprawiają sobie zęby (aparat ortodontyczny, to nie przyjemność), wstrzykują botoks. I to jest powszechnie akceptowalne, choć pewnie znalazłyby się jednostki, co to uważają, że dziewczyna nie powinna się malować, podkreślać oczu, czy odsysać tłuszczu.

Właśnie dlatego uważam, że fotograf powinien fotografować w ludziach piękno. Czasem piękne mogą być zmarszczki, ale jeśli ktoś ma kompleksy na punkcie swojego wyglądu, to grzechu nie ma, jeśli fotograf pomoże mu się z nimi uporać. Wybrać lepszy profil (ten bez brodawki), nie zachęcać szczerbatego do uśmiechu. W tej koncepcji moim zdaniem mieści się też poprawianie rzeczywistości poprzez nawet agresywne korzystanie z programów, które tą rzeczywistość pomogą poprawić. Ważne, żeby osoba ze zdjęcia była nadal do siebie podobna, a jeśli jest na zdjęciu ładniejsza niż w rzeczywistości, to według mnie jest wielki plus dla fotografa.

No chyba, że kogoś na fotoszopa nie stać, a w GIMPie nie chce mu się bawić. Czasem dążenie do naturalności może być tylko wymówką fotografa, a prawda jest prozaiczna. Ktoś może po prostu być antytalenciem, jeśli chodzi o wkorzystywanie programów graficznych, czy cyfrowy retusz.

Najstarsi być może pamiętają czasy, kiedy robiło się zdjęcia legitymacyjne w tzw. studio u fotografa. Zakładał fotograf kasetę z kliszą do wielkiej, drewnianej skrzyni, a później trzeba było określić - zdjęcie legitymacyjne, czy do dowodu. To dowodowe było robione na papierze gładkim bez jakiejkolwiek korekty. To legitymacyjne miało (drobniutkim pędzelkiem, bądź ołówkiem) retuszowany negatyw. Jeśli ktoś ma jeszcze w głębi szafy negatywy babci, to może sprawdzić. Kreseczki retuszu na pewno zauważy.

A innym chciałbym przypomnieć, w sklepach fotooptyki można było kupić filtry zmiękczające. Kolega amator robił takie sam. Kupował filtr UV (bo tańszy) i smarował zewnątrz masłem. Działało.

Czemu to piszę - a bo od początku fotografia oszukiwała rzeczywistość. Filtry, retusz, oświetlenie - mądry fotograf wiedział, co ma zrobić, żeby zdjęcie się podobało. Czy to jest fałszowanie rzeczywistości - moim zdaniem nie. Nadal mamy tego samego modela, czy modelkę, te same okoliczności robienia zdjęcia. A że zamiast wiernego reportażu robimy swoją wizję, ukrywając coś, czego pokazać nie mamy ochoty, to - ja sądzę - nie robimy nic więcej, niż dziewczyna, która idąc na randkę staje przed lustrem i poprawia swoją urodę. Ona też chce, by ludzie widzieli ją ładniejszą, niż jest, by zauważyli czerwieńsze, niż w rzeczywistości usta, gładszą, niż w rzeczywistości cerę. A skoro jej wolno, to i fotografowi też. Powiem więcej, usprawiedliwiałbym nawet bardzo głęboką ingerencję w zdjęcie. Ot - fotograf może pokazać swoją wizję, swój sposób przedstawienia osoby, którą fotografuje. A że nie ma to wiele wspólnego z rzeczywistością. No niema, ale cóż z tego? Czy czasem nie powinniśmy rzeczywistości zastąpić bajką? Ja uważam, że możemy.