Podepnę się pod temat, bo mam podobny dylemat. Mniej więcej zbiegło się w czasie rozpadnięcie ef-sowej sigmy (nie lubi bycia podpiąta do spadającego aparatu) i zakup analogowej piątki. A jako że zostałam "na szeroko" z 50mm to oczywistą oczywistością jest, że coś z tym trzeba zrobić...
Generalnie zastanawiam się między 17-40 a 20/2.8 i jak dla mnie:
Zalety 17-40:
- fajne pokrycie ogniskowych
- zastępuje "standardowy zoom" na cropie
- 17mm na FF to w ogóle będzie bajka
- solidna konstrukcja
Wady 17-40:
- 77mm średnicy, a ja bez polara żyć nie umiem, trza doliczyć te 200-300zł
- 4.0 to jednak nie 2.8
Zalety 20/2.8
- przejmuje filtry sigmowe
- co 2.8 to nie 4.0
- co stałka to nie zoom, taki wyższy level wtajemniczenia ;-)
Wady 20/2.8
- nie jest jakoś super szeroko na cropie
- co stałka to nie zoom, a pewnie nie zawsze da się pobiegać ;-)
Teraz podstawowe pytanie: co da mi lepszy obrazek? Uśredniając cropa i analoga.
Chyba nawet z naciskiem na to drugie, bo _kiedyś_ i tak przejdę na cyfrowe FF, a aktualnie mój przerób zdjęć analogowych jest zdecydowanie szybszy i chyba się na to przerzucę ;-)
Zastosowanie: głównie krajobrazy, foto w podróży.
Budżet: ok 2k, nie mam skąd zdefraudować więcej :/
W sumie to jestem prawie zdecydowana na 17-40, tylko niech mi ktoś powie, że jednak nie robię głupio... ;-)