A co to niby za różnica: Zenit bez światłomierza czy Mamiya - też bez? Jak migawki trzymają czasy - mamy ten sam problem. Dałeś sobie radę z Mamiyą - dasz radę z Zenitem. I odwrotnie. Każdy da, jak potrenuje.
Ja tam nie zauważyłem różnicy. Może dlatego, że pierwsze zdjęcia w życiu robiłem na slajdach właśnie - bez kompleksów, bo to dawno było i nikt mi nie powiedział wtedy, że to takie trudneUstalmy więc, że mimo wszystko slajd jest trudniejszy do naświetlania od negatywu i cyfry.![]()
A później już poszło.
A swoją drogą ciekawe, że znowu dyskusja zeszła na kwestie techniczne - te łatwiejsze do opanowania. Dobrze zrobiony slajd nietrudno dobrze zeskanować, za to fakt, że gość robi świetne zdjęcia w miejscach, które ja minąłbym bez wyjęcia aparatu z torby - jakoś umyka. Kwestie technicznie fotografowania nigdy mnie specjalnie nie rajcowały, za to nietypowy portret np. Sfinksa - owszem. Bo tego się trudniej nauczyć.
J
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
Był taki film o fotografach National Geographic z czasów, kiedy wszyscy tam jeszcze fotografowali na kliszach. Te lata doświadczenia w praktyce owocowały kilkoma tysiącami zdjęć z jednego wyjazdu gdzieśtam. Większość z tych zdjęć była fatalnie skadrowana, fatalnie naświetlona i nieostra (ilustrowane to było zdjęciami z jakichś wyścigów rowerowych przez las na zbity pysk, o ile dobrze pamiętam) - i ta większość od razu szła na oddzielną kupkę. Z reszty (poprawnej technicznie) wybierano po ciężkich bojach cztery-sześć sztuk, które szły jako ilustracja do artykułu. Fakt - często te wybrane urywały głowę. Ale statystycznie to był promil zdjęć zrobionych W OGÓLE. Nieprawda, że ci najwięksi i najlepsi jechali sobie na drugi koniec świata, w trzy dni trzaskali góra dwie rolki świetnych zdjęć, wśród których trzy fotki były genialne a za jedną od razu dostawali nagrodę World Press Photo. W jakimś wywiadzie - nie pamiętam już: Tomaszewski albo Gudzowaty - opisywał, jak z piewszego poważnego zlecenia dla NG przywiózł... tutaj strzelam, bo dokładnie nie pamiętam i nie mogę tego teraz wyguglać, ale chodziło o parę tysięcy zdjęć... Ten rząd wielkości. Nie wiem, czy bliżej tysiąca, czy 10 tysięcy, ale i tak daje to pojęcie o skali i ilości zdjęć, z których wybierane są te najlepsze. A on zrobił sporo mniej, i zanim je w redakcji zdążyli obejrzeć - już zapanowała lekka histeria, że najprawdopodobniej nie będzie z czego wybierać... Bo inni przywozili duużo więcej.
To, że w jakiejś galerii widzimy 100 kapitalnych zdjęć jakiegoś jegomościa - to dobrze, jest się od kogo uczyć. Ale naiwnością byłoby sądzić, że to większość jego zdjęć. Cudów nie ma: to promil, i to mały, najczęściej dokumentujący lata pracy...
J