Zgoda. Tylko że ja zakładam (naiwnie), że za pstrykanie na slajdach biorą się ludzie, którzy mają o tym chociaż MINIMALNE pojęcie. I z własnego doświadczenia wiem, że to wcale nie jest takie trudne, jak się wydaje. Nie wybacza błędów? No nie wybacza. Ale to nie znaczy, że Zenitem nie naświetlisz slajdu poprawnie, bo naświetlisz (już to tutaj linkowałem, ale się powtórzę: http://www.toya.net.pl/~formatc/jaro...can%20225.html i następne - zdjęcia mają ćwierć wieku, Zenit z nieszczelną puszką, obiektywem chyba od Praktiki, pomiar "na oko", bo selenowy światłomierz umarł i pokazywał głupoty. I enerdowskie ORWO. Część nieostra - bo mi ludzie skakali po plecach. A ja wtedy nie miałem ZIELONEGO pojęcia jak ten czas bez światłomierza mierzyć... Da się. Z całej kliszy średnio ze trzy klatki są kompletnie skopane. Większe straty miałem jak kupiłem sobie Olympusa OM4Ti z działającym światłomierzem, multispotem i innymi bajerami. Jak podciągnąłem się teoretycznie i zacząłem z niego korzystać całą gębą... No comments. Na własnej skórze się przekonałem o prawdziwości teorii: pomiar centralny ważony (zapomnij o matrycowym) - i nie kombinuj, chyba, że wiesz, co robisz).
Prawda, że czasami trzeba pomyśleć CO właściwie pokazał światłomierz... No nikt nie mówił, że będzie lekko. To nie negatyw, gdzie prześwietlenie/niedoświetlenie o 3 działki jest w zasadze niewidoczne na odbitce.
Za to nie trzeba póżniej siedzieć godzinami przy komputerze i ciągać rawa za uszy. Masz to, co i jak sfotografowałeś, artysto. Było się zastanowić przed naciśnięciem migawki, nie przed ekranem...
Tak czy siak - zabawa jest przednia a efekt na ekranie (albo ścianie) porażający. Nie ma szans, że rodzina zacznie gadać o pierdołach w trakcie oglądania - to nie cyfra
J