Tak po prostu wyglądało skanowanie i reprodukcja zdjęć w okolicach 95 roku (taka data mi się rzuciła w oczy): slajdy (plus wiedza jaki film do czego się najlepiej nadaje), u nas to był najczęściej średni format (ten mniejszy-średni-prostokątny: do 6x9 włącznie, najrzadziej 6x6 - pewnie ten kwadrat średnio pasował fotografom), o dziwo - rzadko korzystano z filtrów (wiadomo, że ta dodatkowa szybka na obiektywie nie poprawia jakości zdjęcia a delikatne podkręcenie kolorów w Photoshopie to nie była już wtedy magia tylko codzienność) - i w zasadzie tyle.
Może to się wyda dziwne, ale 15 lat temu nie było amatorskich, tanich, płaskich skanerów do slajdów z wyssanymi z palca Dmaxami i rozdzielczościami wziętymi z sufitu. Były tylko cholernie drogie skanery używane w poligrafii, obsługiwali je ludzie, którzy się na tym znali (jak się kupuje skaner za 120 tysięcy to się nie oszczędza na przeszkoleniu obsługi), skanowanie kosztowało sporo (bo się sprzęt musiał zwrócić w sensownym czasie) - i dlatego nikt z ulicy zdjęć na bębnie nie skanował. A jak już skanował - to musiał na dobrym sprzęcie, bo innego nie było. I masz efekty.
J