Z ciekawości poszukam zdjęć Steva robionych cyfrą i porównam z tymi "starymi". Niby 36 klatek to bardzo mało, jednak miesiąc temu załadowałem slajd do aparatu i przez dwa tygodnie nie mogłem go skończyć. Nad każdym ujęciem zastanawiałem się, tam gdzie cyfrą zrobiłbym kilka zdjęć ( bo coś wybiorę i w PS coś z tym zrobię) tam aparatu ze slajdem nawet nie wyciągałem z torby. A że był to pierwszy slajd w życiu niezwłocznie pojechałem 40 km ( w jedną stronę) żeby go wywołać. Po dwóch godzinach oczekiwania z radością oglądałem go. Cięcie i ramkowanie zamiast suwaków w PS - piękna sprawa. Efekt - wszystkie 36 klatek to przemyślane kadry i prawidłowo naświetlone. Niestety oglądam je tylko w przeglądarce bo rzutnika jeszcze nie kupiłem, ale efekt i tak niesamowity. A zaczęło się od tego, że po powrocie z wakacji w Egipcie odwiedziłem 80 letnią właścicielkę u której wynajmowałem jakiś czas temu pokój. Nalegała żebym pokazał jej zdjęcia z wakacji. Przeglądnęliśmy zdjęcia ( część odbitek, a część na laptopie ). Z części z nich byłem bardzo zadowolony, wszyscy znajomi je chwalili. Po tym " właścicielka" wyciągnęła z szafy slajdy które robiła w Egipcie 40 lat temu. Oglądając je w przeglądarce czułem się jakbym znowu był na wakacjach ( 3D to przy tym pikuś ) pomimo tego że były robione 40 lat temu na nie najlepszej jakości materiale i Zenitem. Po kilku dniach odbierałem z naprawy obiektywy od Marka Mazura w Gdańsku. Pokazał mi slajdy 5x4 cala - dobrze ze były w koszulkach foliowych bo miałyby zacieki od mojej śliny. Tego samego dnia kupiłem pierwszą rolkę slajdu. Od tamtej pory częściej z torby wyciągam analoga niż cyfrę.
A przy okazji - czy oglądając slajd z rzutnika na ekranie jest takie samo wrażenie trójwymiaru jak oglądając slajd przez przeglądarkę?