Jak czytam Wasze posty, to coraz częściej mam wrażenie, że używacie analoga, bo marnie sobie radzicie z cyfrą. z alalogiem sprawa była prosta; założyłeś rolke, klepnałeś 36 (lub 24) fotki i oddałeś do labu. Inżynier, który projektował emulsje do tego filmu zadbał o kolorki, a laboludek zadba, żeby z waszego filmu wywołać prawidłowo naświetloną fotkę. Ponieważ film ma spore rezerwy, to prześwietlenie (lub niedoświetlenie) o 2 działki nie stanowi problemu, tak więc przy foceniu nie trzeba się specjalnie gimnastykować i można zająć się "sztuką".

W cyfrze automat niestety nie załatwia wszystkiego; a to naświetlić trzeba prawidłowo, a to jakiś balans bieli ustawić, a już wywołać fotke z rawa, to jakaś zbędna operacja (wiadomo; twórcy nie bawią się w techniczne pierdoły).

Problemy z kolorami w cyfrze najczęściej wiążą się z nieprawidłowym balansem bieli, dlatego te wszystkie dziwne kolorki skóry, to tylko nieprawidłowy balans bieli i tylko tyle.