Zniecierpliwiony brakiem informacji - od tygodnia - o moim sprzęcie (cały czas status W trakcie sprawdzania) postanowiłem zadzwonić na Żytnią. Pan z BOK nie potrafił powiedzieć mi co dzieje się z moim sprzętem, czekałem, czekałem, potem zostałem przełączony, by w końcu usłyszeć, że mój sprzęt śmiga jak należy i oni nie wiedzą o co mi chodzi, a jeśli są jakieś problemy powinienem przesłać im zdjęcia. O zgrozo, przecież ja im wysłałem płytę ze zdjęciami, na których widoczny jest metrowy front focus! Średnio uprzejmy pan lekko zmieszany dopiero teraz zaczął przeglądać zdjęcia na płycie.
Później toczyła się dyskusja podczas której ów pan tłumaczył mi, że oni nie są w stanie poprawić fabryki i nie mogą absolutnie omijać (choćby to nawet miało pomóc) wytycznych Canona.
Ach, długo by pisać o naszej rozmowie, w każdym razie koniec końców zostało mi obiecane, że w tym tygodniu otrzymam idealnie działający sprzęt
Zdałem sobie sprawę, że w Polsce należy wszystko załatwiać tak jak w Londynie, czyli zanim zaczyna się rozmowę trzeba brać dane rozmówcy i poinformować go, że w razie niewywiązania się z zapewnień konkretnie on personalnie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. W Anglii tylko to pomagało na różne niekompetentne usługi.
Co tam dzieje się z naszym sprzętem nie wiemy, ale najgorsze jest to, że oni sami tego kurde nie wiedzą!