Godzina pierwsza w nocy, wyjeżdżamy z Zakopanego. Pełni nadziei (zresztą jak zwykle) iż to właśnie dzisiaj przywieziemy zdjęcie życia. Prognozy na ICM dają szansę na okno pogodowe w okolicy wschodu słońca. W nocy droga pusta, więc na 2.45 docieramy do Kosarzysk i z parkingu stacji narciarskiej Sucha Dolina wyruszamy na Radziejową. Idziemy drogą "prawie" asfaltową na Przełęcz Obidza. Do tego miejsca można spokojnie dojechać samochodem, jednak w warunkach zimowych przydaje się bardziej terenowy napęd. Radziejową "zdobywamy" w dwie godziny. Idąc cały czas we mgle raczej nie robimy sobie większych nadziei, lecz ku naszemu zaskoczeniu niebo się odsłoniło. Godzina piąta więc jeszcze trochę czasu zostało. Spokojnie zajadamy się zamarzniętymi kanapkami, ubieramy na siebie co tylko zabraliśmy i około godziny 5.30 wychodzimy na wieżę widokową. Wschodni horyzont zaczyna barwić się już ciepłymi kolorami, morze mgieł, światła miasta... Jednym słowem "cudo"... jest tylko mały problemmocny porywisty wiatr nie pozwala na rozłożenie statywu, nie dlatego że chce go porwać, ale szarpie całą wieżą. Na szczęście z przyczyn logistycznych zabrałem tylko lekki trójnóg, bo i tak z niego nie da się skorzystać... Czekamy na odpowiednie światło pozwalające robić z ręki. O godzinie 6 udaje się zrobić pierwsze zdjęcie. I co...? w ciągu paru sekund od strony zachodniej podniosła się chmura która zasłoniła szczelnie całą naszą arenę fotograficzną. Lekko podłamani i przemarznięci liczymy na cud... W takich nastrojach oczekujemy następne 1,5 godziny. Około godziny 7.30 matka natura zlitowała się nad nami i wynagrodziła trudy nocnego podejścia i marznięcia na 20 metrowej wieży w huraganowym wietrze... Co było dalej zobaczcie sami. W miarę systematycznie postaram się wrzucać kolejne kadry.
Radziejowa 01 (prolog)