Ostatnio, podczas ogólnej rozmowy nt. fotografii rzuciłem twierdzenie (przeczytane kiedyś w EOS Magazine) że błędem logicznym jest nazywanie fotografowania lustrzanką "kliszową" - fotografią analogową, a aparatem z matrycą - fotografią cyfrową.
Spotkałem się z ostrym protestem słuchaczy i oskarżony o herezje zarzuciłem dalszy wywód. A Wy się z tym zgodzicie?
Coś cyfrowego czyli w gruncie rzeczy binarnego: cały świat cyfrowej elektroniki opiera się na sprowadzeniu sygnału do postaci logicznej, czyli "0" lub "1", jest lub nie ma, "tak" lub "nie". Klisza składa się z cząsteczek światłoczułej substancji, które pod wpływem światła zostają naświetlone lub nie. Klisza nie rozróżnia poziomów naświetlenia - rejestruje fakt naświetlenia danej cząsteczki lub nie. Każda cząsteczka odpowiada przy tym jakby pikselowi który może przyjąć tylko jeden z dwóch stanów "czarny" lub "biały". No ale wynika z tego że klisza rejestruje obraz stricte cyfrowo... Do zapisania cyfrowo obrazu z kliszy wystarczy współrzędna "piksela" z kliszy i informacja "0" lub "1".
Natomiast coś analogowego to coś co przyjmuje jakiś stan z dostępnego zbioru/zakresu stanów, coś na wyjściu jest w jakiś sposób proporcjonalne/analogiczne do stanu na wejściu.
Matryca, pomijając już fakt dalszej obróbki i digitalizacji sygnału najpierw rejestruje poziom/natężenie naświetlenia danego piksela i w przypadku np 8 bitowej głębi przypisuje mu jeden z ośmiu poziomów tego naświetlenia, a nie tylko jeden z dwóch. Zatem możliwość zarejestrowania przez pojedyńczy piksel matrycy informacji opisanej jako jeden z wielu poziomów, dodatkowo proporcjonalnie do zakresu wejściowego daje przesłankę by nazywać go analogowym. Tu opisanie obrazu ma postać: współrzędna i jeden z np. 8 stanów.
Reasumując: klisza, logicznie rzecz biorąc, jest bardziej cyfrowa niż matryca.
Lub matryca jest bardziej analogowa niż klisza. Zgadzacie się z tym?
PS. Wasze odpowiedzi posłużą mi, lub nie, do obrony mojej wypowiedzi![]()