lukeandro opisałeś niezły dramat, niczym u Hitchcocka. bez przesadyzmów.
ostatnio robiłem ślub u rodzinki - zostałem poproszony jako jedyny foto, miał być jeszcze kamerun. od razu zaznaczyłem, że robię tak zdjęcia, żeby było dobrze i żeby każdy był zadowolony. szedłem z narzeczoną, rodzicami, siostrą, kilku znajomych... każdy był zadowolony, bo każdego dałem radę obfocić, wybawiłem się do rana.
zasada dla mnie prosta - dzieje się coś istotnego (pierwszy taniec, taniec z którymś rodzicem, oczepiny, toast..) biorę zestaw, robię kilka ujęć, po temacie puszka do torby i czas dla siebie i bliskich. rok temu byłem na ślubie u znajomych, gdzie foto był nasz kolega - i tak samo - co miał obfocić, to obfocił. wybawił się i oddał piękny album zdjęć.
nikt nie każe biegać z aparatem jak robisz w rodzinie i focić każdego kotleta, całą zabawę, wszystkich toastów. robisz pamiątkę a nie klatki do filmu. co innego, kiedy robisz u obcych i sama zabawa interesuje cię jako reportera a nie uczestnika. masz więcej czasu, wszystko na spokojnie. ale i będąc foto (nawet jedynym) u znajomych/rodziny da się wszystko pogodzić - wystarczy sobie przyjąc odpowiednie podejście.