Kila miesięcy temu miałem taką parę "po znajomości". Schemat jest podobny - młoda gadatliwa, wszystkowiedząca a za plecami młody cichy i jemu wszystko jedno. Najlepiej to by chcieli kamerzystę, ale jak znajomy fotograf się trafił, to by mogło być. Reportaż miałby być od ślubu w kościele, bo ceregieli jak przygotowania itp. młoda nie lubi na zdjęciach. No dobra, niech i tak będzie. Później sesja nie plenerowa, a tylko i wyłącznie w studio w ten sam dzień. Nie mogłem wytłumaczyć, że za daleko trzeba jeździć i po prostu nie wyrobimy się z czasem, a plener jakiś blisko sali weselnej znajdzie się bez problemu. Nawet zaproponowałem, że zrobię im tą sesję jaką by chcieli w inny dzień i po znajomości już nic za to nie dopłacą (nie lubię robić dziadostwa). Dalej kręcili nosem. OMG. Dusza już mi płakała. Ale jak doszło do finansów to już wiedziałem, że im zdjęć robić nie będę... Usłyszeli ode mnie najniższą możliwą ofertę cenową (no bo po znajomości) za full usługę, tylko, że za rzeczy typu fotoksiążka (która zresztą im się podobała) musieliby dopłacić, no bo chyba zrozumiałe, że droższa oferta zawiera już w sobie co najmniej koszty wykonania, zresztą nie małe, o czasie spędzonym na projektowaniu nie wspomnę. I nawet na takie coś zaczęli kręcić nosem, że drogo. Wtedy to już zupełnie opadły mi ręce. Moje zaangażowanie w rozmowę spadło do minimum, aż wreszcie młodzi stwierdzili, że się zastanowią i później dadzą znać. Po tym poczułem się uradowany i pierwszy raz w życiu byłem szczęśliwy, że najprawdopodobniej nie dostanę tego zlecenia
To był typ pary, której po prostu nie kręciły zdjęcia, o wizjach fotografa przy tym w ogóle nie ma co wspominać.

Jak to powiedział mój znajomy - jeśli coś robię "po znajomości" to nigdy nie schodzę z ceny, ale za to klient jest traktowany wyjątkowo.
Bo faktem jest, że jak się za coś odpowiednio płaci to i się to bardziej szanuje.