A mnie się marzy taki świat, w którym sprzedawany nowy sprzęt optyczny jest "zaplombowany" w opakowaniu przez producenta i tylko po zakupie klient może go otworzyć. Przed zabezpieczeniem opakowania tylko producent lub jego przedstawiciel (za którego producent ręczy) może dokonać koltroli jakości towaru i potwierdzenia jego zgodności z firmowymi normami. Przed zakupem klient może zapoznać się z danym modelem sprzętu przy pomocy certyfikowanego egzemplarza wzorcowego/testowego. Klient może w każdej chwili zwrócić sprzęt na tych samych zasadach co obecne, ale sprzedawca nie może go ponownie sprzedać (brak zabezpieczenia na opakowaniu) chyba, że wyraźnie uprzedzi, że sprzęt już nie posiada gwarancji producenta co do zgodności z jego normą i klient odstępuje od potencjalnych roszczeń wynikających z niezgodności parametrów towaru z umową, ale przy zachowaniu pełni praw serwisowych i po stosownej rekompensacie cenowej. Towar raz zwrócowny przez klienta trafia domyślnie z powrotem do producenta lub do jego przedstawiciela uprawnionego do ponownego potwierdzenia lub przywrócenia normalnego stanu sprzętu i zabezpieczenia go w opakowaniu uniemożliwiającym jego naruszenie przed ponowną sprzedażą, z wyraźnym zaznaczeniem ilości takich ponownych kontroli jakie dany sprzęt dotąd przeszedł (do wiadomości przyszłego klienta).
Chyba tylko w takim systemie można w ogóle mówić o jakichś prawach konsumenta, zgodności z umową/normą, gwarancji producenta, fabrycznej kontroli jakości itp... To co mamy obecnie nie spełnia podstawowych norm cywilizowanego handlu sprzętem optycznym - ba! - nawet handlu dżemem, ogórkami czy szamponem! To jest po prostu szemrany półświatek stworzony na styku ignorancji, cwaniactwa, rozwydrzonych "macantów", wiecznie nienasyconych myśliwych polujących zza lady na jelenia i sporadycznych przypadków ludzi poważnych, których ten system notorycznie tłamsi a w najlepszym wypadku tylko doi i to po obu stronach lady! Jak można mówić o kontroli jakości sprzętu dowolnego producenta jeśli bodaj żaden nie zabezpiecza towaru przed wypuszczeniem go na żywioł tłustych paluchów, świrujących małolatów i kapryśnych ignorantów - nawet jeśli wcześniej taka kontrola jakości w fabryce miała miejsce? Bo wcale nie musiała! Kto to sprawdzi? - Ano kochani klienci! Przy obecnych realiach handlu, kontrola jakości praktycznie robi się sama - w rękach klienta! To chyba taka nowa definicja wolnego rynku? "Urynkowienie kontroli jakości." 8) Macanci wszystkich krajów, łączcie się!??: