Wróciłem właśnie m.in. z Bułgarii i nie polecam. Za cenę ponad 2000 przejechanych kilometrów dostajemy dość żałosną "priekrasnoją prirodę", podróbki klimatów śródziemnomorskich i poerwupegowską siermięgę. Tereny warte zapamiętania - jeżeli już je wskazywać - są tam, gdzie dotrzeć trudno, południowy zachód, pogranicze greckie i macedońskie. Będąc w okolicach Burgas proponuję od razu zrobić sobie dwie wycieczki, Istambuł i Nesebyr - a resztę czasu grzać dupska na popielniczkach zwanych plażami.
Gorąco natomiast rekomenduję tranzytową Rumunię. Przepiękny kraj i duża część opowieści o potencjalnym "Meksyku" dotyczy go w takim samym stopniu co np. niby-cywilizowanej Słowacji. Nawet jeżeli wykorzystujecie Rumunię tylko jako tranzyt - poświęćcie dzień na Trasę Transfogarską (aka Droga Caucescu), okolice Busteni czy jezioro Lacu Vidra. Tak jak obiecałem sobie, że kiedyś pojadę tam na dłużej. I chromolę rozwalone felgi - warto było.
Spłukałem Rumunią i potem Węgrami pobułgarski syf i bzdety z bedekerów.