Mam podobne zdanie pod tym względem jak Sid. Trzymam dwa niezależne drzewa katalogowe - rawy, na których pracuję LR i jpegi wynikowe do oglądania bądź zamawiania odbitek, którymi zarządzam Picasą.

Drzewo rawów jest automatycznie tworzone przez LR w momencie importu z czytnika/aparatu metodą, którą już tu opisywałem na podstawie dat. Mi to wystarcza do odnalezienia zdjęcia nawet po całkowitej awarii lightroomowego katalogu - jego przebudowa od zera, w momencie gdy przepis i tak jest związany ze zdjęciem poprzez stowarzyszony z nim plik .xmp jest dla mnie związana jedynie z utratą tagów lighrooma. A używam ich właściwie tylko do prostej, bieżącej selekcji materiału.

Picasa, oprócz bardzo rozsądnego katalogowania (którego dużą zaletą jest to, o czym pisze Sid - utrzymywanie metadanych w postaci ukrytych plików w katalogach ze zdjęciami), ma bardzo wygodne wrzucanie na Picasaweb.

Zdaje sobie sprawę że to co robię wynika z konserwatywnego przywiązania do Picasy jeżeli chodzi o katalogowanie, bo rzeczywiście LR byłby wystarczający, od początku do końca.