Kto czytał?
Główną tezą artykułu jest to że współczesne śluby są zdominowane
przez fotografów i kameramanów, którzy stają się reżyserami całej uroczystości. Osią całego wydarzenia nie jest już ślub jako taki, lecz
zdjęcia. Zaś te (i tu chodzi zapewne o zdjęcia aranżowane w plenerze czy studio) obecnie często nic nie mówią o osobach, które są na nich utrwalone, ale raczej są produktem popkultury, foto-mody, szukania ekstrawagancji na siłę. Jako przykład podano fotoplener z pozorowanego zabójstwa panny młodej przez pana młodego albo odwrotnie.
Czy i Wam nie wydaje się czasami, że mamy do czynienia z przerostem formy
nad treścią? Ze te wszystkie plenery typu 'opuszczona fabryka' albo umorusana
panna młoda nad butelką wódki to jakaś ściema nie mająca nic wspólnego
z dniem ślubu? Bo ja takie wątpliwości mam często. I abstrahuje tu od
jakości zdjęć.