byłym nikonowcem jestem
dlaczego byłym? juz tłumaczę
daleko na północy, finlandia, wiosna późna
siedziałem na drzewie w stercie gałęzi zamaskowany jak partyzant jakiś
wysokość 12 m. 20m dalej ptaszki co je pstrykał miałem
na drzewie ze mną był prywatny F5, F90, 400mm,
zoomy jakies krotkich kilka i firmowa 600mm
(wszystko warte tyle dobry samochód)
a że siedziałem tam juz drugi dzień
(schodziłem tylko 2 razy żeby klocka postwić w krzaczkach)
to zmeczenie brało ostre.
młody byłem, glupi jeszcze - nie żebym teraz jakimś intelektem nadprzeciętnym błyskał
ale przynajmniej starszy trochę. w termos do herbaty jakaś seta czystej finlandzkiej poszła -
tak koledzy radzili (patykiem na wodzie pisani)
siedzę czekam tak jak by mi kotś za to czekanie płacił,
nuuuda... nic się niedzieje... jak w polskim filmie, chodz za granicą byłem.
nagle coś się zaczeło dziać samica niespokojna jakaś. jakieś poruszenie.
pisklę pierwsze - myśle.
lufę wyciagam jedną, drugą, szybko żeby niczego nie przegapić
bo gupio jak bym tak na tym drzewie ze zdretwiałą dupą co przegapił
lorneta na bok, aparat do fejsa przykładam, mierzę... ale nic. siadła i siedzi pipa jedna.
siedzi i siedzi. usnęła czy co?
cisza znowu.
fałszywy alarm.
nie wiem czy wiecie ale jak adrenalina uderza w głowę i jak później odchodzi,
to zmęczenie bierze takie że za cholerę nie da rady nad nim zapanować.
siedzę i czekam.
czekam, nie ruszam się
ciepło się zrobiło, no i trochę zakimałem
nagle SRU! PIZD! wyrwany z drzemki patrzę że siedzę. czyli nie spadłem.
lawka jest na miejcu - torba też ale gdzie F5 z moją 400tką.
ouu fak! patrzę na dół przez szpary. leży.
caly!!!!
na dół zjechałem. w łapy biorę to co upadło. niby ok, troche wygiete to i owo.
do oka przykładam a tu gorzej trochę. jak bym w butelke berbeluchy jakiejś zaglądał.
mętnie i cos tam się merda.
****! kolega cos tam rozkręcał skałdał, ale obiektyw juz do **** był.
jak do kraju wrócilłem to zaraz na gieldzie F5 pusciłem za dobrą cenę, jako spadnięty ze stołu.
tą F5-tkę to oparłem na galezi i ja ciągle w łapie trzymałem - przykimałem
obiektyw cięzki to go przechylilo w drugą stronę. niby przywiązany był na lince staowej
ale coś nie zadziałało (ruskie kombinerki-którymi zacisk robilłem, ruska linka, gorsze do ruskiego zenitara)
a później to kolega porzyczył mi EOSa 5 (ale to juz inna historia)