Widocznie coś w powietrzu...![]()
Hi...
Baterie łatwiej sprawdzić niż odkręcić cały w nocy w ciemności. Zapewniam że od tego zacząłem. Myślałem że to sam przycisk spustu, ale nie to. Zresztą - ten grip już robił mi cuda. Kiedyś sam strzelił cały reportaż w rękach kolegi
.
To zresztą też była wpadka. Dokoła sami oficjele. Kolega który mnie zastępował nagle świeci lampą we wszystkie strony. Dobrze że go nie "zdjęli"
. Mam dzięki temu kilka zdjęć ciekawych butów
.
Pozdrawiam...
Tak sobie przeczytałem cały wątek - zacząłem z nudy a skończyłem bo jednak ciekawie się czyta :-D
No więc wpadki:
1. Ślub. Zaczynamy od przygotowań. No to fajnie, wyjmuję piąteczkę, przypinam 35L, wkładam kartę, cyk przełącznik iii nic. Ciemno i głucho. Otwieram gripa i co? Brak baterii... Ładowałem w nocy i suma summarum zostały w domu w ładowarce. No nic telefon do domu, mamo przywieź na koniec miasta. Przygotowania zrobiłem 40D a w kościele już akumulatory były.
2. Plenerek zorganizowany na CB przez kolegę Cichego. Modelki, fajna sprawa. Baterie na noc do ładowarki i spać. Rano wstaję, przygotowuję się i przed samym wyjściem chce brać baterię, patrzę a tu listwa wyłączona. Okazało się, że współlokatorka wyłączyła jak zasnąłem(migiem) z oszczędności. (W sumie nie mam jej za złe bo sam wyłączam na noc bo po co ma prąd żreć :-P )
3. Zlecenie w piątek. Jak zawsze dzień wcześniej podłączanie wszystkiego do prądu. Wsadzam akumulatorki do ładowarki - wiem, że są totalnie wyczerpane. Coś tam robię w domu, minęło może z pół godziny, patrzę ładowarka świeci, że baterie naładowane (nie możliwe, bo zazwyczaj zajmuje to ok 8h - bo to taka zwykła ładowarka marki HAMA) Myślę, może coś z diodą? Wyjąłem baterie, wsadzam z powrotem i tym razem pokazuje, że jednak nie naładowane. No to dobrze, myślę. Ale po jakimś czasie sytuacja się powtarza. W sumie szczęście w nieszczęściu, że to zauważyłem. Ładowarki pożyczyć nie miałem od kogo. Pojechałem na zlecenie z takim na raty podładowanym kompletem i tą felerną ładowarką. Skończyło się na tym, że na weselu co pół h zmieniałem komplet akumulatorków w ładowarce... Upierdliwe ale na szczęście lampa błyskała.
4. Raczej nie wpadka, ale mogła nią być, w sumie wyszła z tego nielicha historia :-P
Na wstępie powiem tylko, że studiuję w Poznaniu, jestem z Bydgoszczy i z tamtąd póki co najwięcej zleceń mam.
Akcja właściwa:
Czerwiec, sesja, czwartek rano, po sporej imprezie(jak to w sesji :-P )budzi mnie telefon. Jakiś nieznany numer. Odbieram pół przytomny, w słuchawce żeński głos:
- "Cześć (tu pada imię), dzwonie w sprawie tego ślubu jutrzejszego na który się umawialiśmy, żeby wszystko dogadać"
Otrzeźwiałem w ciągu ułamka sekund, zerwałem się na równe nogi, serce zaczęło mi łomotać. Jutro(piątek znaczy) miałem egzamin, notabene z pro dziekanem, który nas lekko mówiąc nienawidzi, człowiek z którym nie idzie się normalnie dogadać, ponadto egzamin na łatwy się nie zapowiadał.
W głowie miliard myśli, przecież specjalnie nie ustawiałem sobie zleceń na sesje. Jedyne co udało mi się wystękać do telefonu to:
- "Ale jakiego ślubu?"
- "No umawialiśmy się, ja dzwoniłam jakieś pół roku temu, dostałam na Ciebie numer od Jarka (nazwisko), mówiłam, że z narzeczonym siedzimy w Anglii, tu nam rodzice wszystko załatwiają, mówiłeś, że jak od Jarka to spokojnie, możemy bez umowy żeby rodziców nie ciągać, zarezerwujesz termin. Ja przyznaję, że zgubiłam numer do Ciebie i teraz dostałam jeszcze raz od Jarka właśnie żeby wszystko dogadać"
(wspomnę, że Jarek to mój nauczyciel foto i jej słowa brzmiały bardzo wiarygodnie - w sensie, że mógłbym się tak zachować)
Skonsternowany na maksa ciągnę dalej:
- "No tak znam Jarka, ale wybacz takiej rozmowy w ogóle nie kojarzę, nie pamiętam, domyślam się, że ślub w Bydgoszczy. Wiesz ja studiuje w Poznaniu jutro mam poważny egzamin..."
Gorąco już mi było tak, że myślałem, że zaraz mi się białe krwinki w żyłach zetną. Prawda, że poprzedniego wieczora zachlałem ostro, zacząłem się zastanawiać czy to jest możliwe, żebym jakoś cząstkowo utracił pamięć, ale kurde pamiętałem jak się nazywam, datę, wszystko, milion scenariuszy.
Dziewczyna odzywa się, słychać w głosie, już trochę podłamana:
- "Tak w Bydgoszczy, nie wiem, dostałam Twój numer teraz od Jarka, co teraz mam zrobić, wiem, że to trochę nie poważne zachowanie, że bez umowy i że odzywam się dopiero w przed dzień..."
Próbując załagodzić sytuację:
- "Ok, ok, zaraz coś wymyślę, ogarnę temat, jak nie ja to kogoś znajdę, załatwię, będzie dobrze, oddzwonię za maks pół godziny"
Szybki telefon do mamy, pełniącej roli sekretarki aka strażnika terminarza:
- "Mamo, mam cokolwiek zaznaczone w kalendarzu, że jutro ślub robię, mówiłem coś, wspominałem, cokolwiek??"
Boję się najgorszego, że zaraz padną te słowa, które zrobią ze mnie największego idiotę świata, który przyjął zlecenie na gębę i jeszcze o nim totalnie zapomniał.
- "Nie no na jutro nic nie masz zapisane na pewno, nic nie mówiłeś, przecież jutro egzamin masz, a nie ślub, co się dzieje"
wytłumaczenie sytuacji, bezradność rodzicielki, ale przynajmniej mam większe przeświadczenie o tym iż nie zwariowałem.
Siadłem, próbuje coś wymyślić, nagle nadeszło olśnienie, chwytam za telefon:
- "Cześć, tu Twój rzekomy fotograf. Słuchaj, nie umawiałaś się może z Piotrem (nazwisko)"
Piotr jest moim dobrym kumplem, fotografem, też uczniem Jarka, jeżeli Jarek komuś przekazuje śluby to albo jemu albo mi.
- "No wiesz, to też trochę wstyd się przyznać ale nie wiem, nie pamiętam nazwiska ani nawet imienia, dostałam namiar od Jarka, no mooooże..."
Ok, podałem numer i siedzie na łóżku, mam wrażenie, że jest całe nabite gwoździami.
Jak się pomyliłem, to będą ze mnie drzeć łacha do końca życia i ten wewnętrzny wstyd przed PM i samym sobą.
Jest, oddzwania:
- "(Słychać, że szczęśliwa) To ja, słuchaj miałeś rację, umawiałam się z Piotrem, wszystko już obgadane, przepraszam, pewnie się trochę (JASNE!! TYLKO ODROBINĘ!!) zdenerwowałeś, ale dobrze, że jakoś na to wpadłeś, jestem Ci wdzięczna, dzięki, pa"
Takiej ulgi jak poczułem wtedy to w życiu nie przeżyłem.
Na szczęście ma to dobre strony - pierwszy raz wyleczyłem się z kaca w ciągu ułamka sekundy, a dziewczyna przez Piotra przekazała flaszeczkę weselną ;-)
Uff rozpisałem się niemiłosiernie, ale myślę, że historia ciekawa i warta przeczytania ;-)
5DmkIII + S14/2.8 + C35/1.4LmkII + C85/1.2LmkII + C70-200/2.8L + 600EX-RT & 580EXII + Think Tanki (Retro30, Shapeshifter, Skin Set v2) + NEC EA274WMi + Sandisk
Hahaha, dobra historia
Przypomnialo mi to jak na poczatku roku (akcja w Londynie) odebralem telefon od klientki - z dosc "trudnym" akcentem, przesympatyczna litwinka. Umowilismy spotkanie, na spotkaniu ustalilismy szczegoly - spotkanie trwalo 10min bo musiala leciec do dziecka.
Chodzilo o raptem o 45min - max godzine zdjec na ceremonii w kosciele - nic przed i nic po. Pomyslalem ze szkoda troche terminu na taka godzinke, ale klient to klient - ustalilem troche wieksza stawke bo choc to godzina to jednak nic juz tego dnia nie zrobie.
Odeslala mi umowe (nie otwieralem, bo w koncu wiem co ustalalismy - blad).
Przyjezdzam do kosciola a tam.. chrzciny jej syna
"ceremonia" zrobiona, zdjecia oddane, klientka zadowolona.
Nie dalem nic po sobie poznac, ale mialem sam z siebie ubaw i nauczke zeby jednak czasami zadawac pytania po dwa razy..
No i zaliczylem pierwsze chrzciny![]()
Nie jest to co prawda wpadka, ale śmieszna sytuacja, więc może dołączę ja do tego wątku. Robiłam dzisiaj sesję narzeczeńską świetnej parze, która potraktowała to spotkanie jako okazje do dobrej zabawy, więc wygłupom nie było końca. Trochę zdjęć cykaliśmy w metrze, zatrzymaliśmy się też na stacji Wilanowska. Byliśmy tam ze 20 minut, głównie na galerii, trochę na ruchomych schodach. Kiedy już prawie kończyliśmy, nagle odezwał się sygnał komunikatu i głos z megafonu: Załoga stacji Wilanowska życzy młodej parze wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Trzeba było widzieć miny młodych - bezcenne![]()
to jest dopiero wpadka http://www.youtube.com/watch?v=r3cvsImyIZA
tez o tym pomyslalem. Kamerzysta zamiast miec mlodych na filmie to mial fotografa