Jeden z pierwszych ślubów "po znajomości". Wszystko było omówione 2 miesiące wcześniej, więc w dniu ślubu o nic nie dopytywałem.
Po ceremonii zrobiłem życzenia i zadowolony szybko wsiadłem do samochodu, żeby na sali być przed PM. Z kościelnego parkingu odbijam w prawo i zasuwam na salę - zajeżdżam na miejsce, a tam wszystko pozamykane, nie ma żadnych gości. Myślę sobie "what the f***", dzwonię na jedyny kontakt, ale oczywiście nikt nie odbiera. Dopiero w tym momencie zaskoczyłem, że skręciłem w złą stronę i przyjechałem pod inny lokal. Poty mnie oblały, wsiadłem do samochodu i dawaj prawie 100km/h przez teren zabudowany bo do właściwej sali 10km. Szczęścia mi zabrakło, bo nie zdążyłem na powitanie.....