Wpadki na zleceniach

O założeniu tego wątku zdecydował dzień wczorajszy.

Choć już z pól roku temu przy pierwszej wpadce byłem ciekaw czy to tylko ja jestem tak mało rozgarnięty czasami..

W sumie trochę siara przyznawać się do rożnego rodzaju wpadek, ale może będzie śmiesznie jak ktoś podzieli się swoimi - bardziej ciekawymi..

W pierwszym przypadku - pól roku temu pojechałem na elegancką imprezę urodzinowa (30’stka) dla pewnej Chinki.
Impreza była w Londynie w jednym z barów hotelu Soho – wszystko przebiegało ok.

Po imprezie spakowałem się i byłem w domu około 1 nad ranem. Cos mnie tknęło żeby zrzucić zdjęcia – szukam portfela z kartami i.. portfela nie ma. Ze stoickim spokojem stwierdzam ze jest w aucie. Podreptałem do auta – nie ma. Tu już ciśnienie mi skoczyło..
Po gruntownym półgodzinnym przetrzaśnięciu wszystkiego (przy okazji znalazłem kilka baterii i filtr ) utwierdziłem się w przekonaniu ze portfela z 7 kartami jednak nie ma.

Telefon do klientki czy znalazła portfel? O 1 w nocy? No a jak nie znalazła? To ona i ja będziemy mieli bezsenna noc.

Po 20 minutach udało mi się ustalić nr do Hotelu (wcale nie było to takie łatwe) jako ze hotel zrzesza się w jakiejś sieci i generalnie jest infolinia na hotline do zarezerwowania pokoju.

Było już około 2 nad ranem, gdy udało mi się dodzwonić i dowiedzieć że nikt nic nie znalazł, ale żeby się skontaktować rano to może manager cos więcej będzie wiedział.

Wiedziałem ze jedyne miejsce gdzie portfel mogłem zostawić to kanapa przy barze gdzie się pakowałem.

Do rana przespałem kilka godzin, a po przebudzeniu miałem jedyną opcje na rozwiązanie problemu jeśli karty się nie znajda – zwrot kasy, kajanie się przed Yakuza oraz obietnica zrobienia każdego ślubu w rodzinie klientki do końca mych dni (prawdopodobnie dałoby mi to bezpłatne zajecie do końca życia).

Rano dzwonie do hotelu, łącze się z managerem i pytam czy ktoś znalazł portfel – w odpowiedzi na moje pytanie słyszę dźwięk rozsuwanego zamka (najpiękniejszy dźwięk jaki słyszałem w 2009 roku) i pytanie: co jest w portfelu? Tam na szczęście był mój numer kom i imię, oraz wszystkie karty tak jak je zostawiłem.

Jedna z odratowanych fotek:



W drugim przypadku – wczorajszym przypadku – pojechałem na zlecenie do czterech modelek przygotowywanych przez makijażystke i stylistkę – generalnie zdjęcia do jakiegoś pisemka o makijażu. W sumie około 10 osób. Umówieni byliśmy już od około miesiąca – nic tam na jakieś ”gwałtu-rety”.

Przejazd pomiędzy niektórymi dzielnicami Londynu pomimo odległości np. 8 mil potrafi zająć godzinę i więcej w zależności od pory dnia. Wczoraj zajęło mi to godzinę.

Przyjeżdżam, zaczynam się instalować, lampki, kabelki, tła itp.
Po kilkunastu minutach otwieram plecak, wyciągam aparat – i stwierdzam nie mam baterii.
Ładowałem wszystko dzień wcześniej i wszystko zostało w domu. Zwykle miałem dwie awaryjne w backupie – a tu dzień wcześniej się uparłem że i te trzeba raz na jakiś czas podładować..

Tu już nie było innej opcji jak tylko przeprosić, wsiąść w auto i spędzić w nim kolejne 2h – w jedna i druga stronę, jadąc po kilka baterii..
Cały mój profesjonalizm z jakim wszedłem rozsypał się w drobiazgi gdy oznajmiłem całej ekipie ze nie wziąłem ze sobą baterii.. Ekipa była na szczęście wyluzowana - gdy wszedłem dziewczyny nie były jeszcze gotowe i te 2h pozwoliły je wyszykować na tip-top. Gdy wróciłem z prądem to wszystkie były już gotowe do zdjęć.

Te dwie sytuacje przekonały mnie do dwóch rzeczy – nie ma szans żebyś nauczył się na błędach innych tak dobrze jak na swoich własnych. Druga – musze mieć niestety tzw. „checklist” - papierowe wydanie tego co muszę mieć wychodząc na zlecenie jak i to co musze mieć przy sobie wychodząc ze zlecenia

Jeżeli ktoś miał podobne przypadki i tez myślał o takiej liście – nie ma co zwlekać.
Poważnie.

Chyba nie ma nic bardziej wk..cego niż zapomniec o kartach czy bateriach.
No ale może się mylę

Jeżeli ktoś ma jakieś podobne kwiatki – chętnie poczytam przy niedzieli i pociesze się ze nie jestem sam.
Jeżeli podobny wątek już istnieje – proszę o doklejenie i przepraszam za problem.