W życiu nie wziąłbym do ręki aparatu i cykał ludzi biorących udział w wypadku. A dlaczego? Bo sam kilka dobrych lat temu byłem w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Mogę się założyć, że gdyby każdy z was znalazłby się takich okolicznościach, że siedziałby przez 3 godziny w roztrzaskanym samochodzie, bez opcji samodzielnego wyjścia, będąc przytomnym i w miarę trzeźwo (jak na taką sytuację) myślącym, nawet nie pomyślałby (w przyszłości) o użyciu aparatu.
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co czułbym wtedy na drodze, kiedy praktycznie umierałem (mało brakowało), a po oczach błyskałby mi flesh. Wystarczyło mi stojące przede mną "stado" (bo tylko takiego zwierzęcego określenia można użyć ) ciekawskich ludzi, którzy przybiegli jak na odpust i stali jak te hieny, czekając na każdy mój ruch, czy żyje czy już nie. Moim skromnym zdaniem, takie zachowanie jest CHORE !! (bez urazy dla "wojennych fotografów".
Co innego, kiedy już byłoby po wszystkim, po zabraniu rannych itd. Bo jeśli już miałbym coś fotografować, to miejsce wypadku, układ samochodów na jezdni... Jeśli pomogłoby to później w czymkolwiek i komukolwiek. Ale policja też ma aparaty, więc w sumie po co ...