Witam wszystkich forumowiczów, a szczególnie sympatyczną „Katharsis”, z którą pragnę wdać się w polemikę mającą na celu obronę wizerunku warsztatów ślubnych, na które raczyła wylać wiadro pomyj.
Warsztaty „Twój pierwszy ślub” przeznaczone są dla osób nie parających się profesjonalnie fotografią ślubną, a pragnących poznać podstawy fotografowania w realiach uroczystości ślubnej.
Odnosząc się do wypowiedzi przemiłej „Katharsis” muszę stwierdzić, iż nie była dostatecznie skoncentrowana w czasie trwania zajęć, ponieważ już w pierwszym zdaniu swojego tekstu mocno rozmija się z prawdą (sądzę, że za sugestią wpisów „Panka” i „Micles’a” ) określając „filozofię” warsztatów cyt. „lampą na wprost, na ISO 200, wysoka przysłona, krótki czas, najwygodniejszy obiektyw f4 24-105…”. Wszyscy uczestnicy z wyjątkiem „Katharsis” słyszeli ,zarówno na części teoretycznej jak i praktycznej, coś wprost przeciwnego. Podkreślałem konieczność korzystania z ustawienia „manual” w tym z długich czasów i odpowiednio dobranej przysłony, aby wykorzystać do maksimum światła własne obiektu, w którym fotografujemy, a światło flesza zalecałem traktować jako element składowy tzw. „dopalenie pierwszego planu”. Zaznaczałem, że jest to trudny sposób fotografowania, ponieważ przy ISO 200 (czułość dająca najniższe szumy matrycy) wymaga wyjątkowej koncentracji fotografa nad stabilnością układu fotograf-aparat ze względu na to, iż czasy robocze mogą zawierać się w przedziale od 1/20 do ½ sek. z ręki. Na marginesie podtrzymuję tezę, że na „Twój pierwszy ślub” lepszy jest obiektyw uniwersalny 24-105 niż „stałka” czy kilka "stałek" przy wielu korpusach, ponieważ wyprawa na reportaż ślubny to nie wyprawa Arnolda S. – vel „Commando”; krótko mówiąc nadmiar sprzętu jest jak całowanie tygrysa w d…: ani to przyjemne, ani wygodne, ani bezpieczne - szczególnie dla sprzętu.
„Katharsis” biegnie, w swej błyskotliwej ocenie, po przełęczach bezsensu próbując zrywać kwiaty mowy – ocenia mój styl na podstawie zestawu dydaktycznego, przeznaczonego dla początkujących. W dodatku realną ocenę rynku interpretuje jako moją frustrację spowodowaną brakiem zleceń i trudnością odnalezienia się na współczesnym świecie komercji.
Wobec powyższego pozwolę sobie zasugerować, że sympatyczna „Katharsis” zamiast myśleć o innych warsztatach fotograficznych powinna pierwej udać się na warsztaty czytania ze zrozumieniem, ponieważ kurs taki pomoże jej nie tylko czytać ze zrozumieniem, ale lepiej przyswajać słowo żywe. To zaś z kolei pozwoli na lepsze wykorzystanie czasu na innych droższych zajęciach dotyczących fotografowania i umożliwi osiągnięcie pełnej satysfakcji.
Uwagę o „znajomych królika” skierowaną do zaprzyjaźnionego fotografa Karola uważam za niestosowną. Karol, będąc zaawansowanym fotografem, starał się pomagać i zwracał uwagę uczestników na ważne elementy między innym, jak zachowanie w okolicach prezbiterium podczas liturgii Słowa Bożego, itp. (takich uwag nigdy za wiele!)
Jako prowadzący pragnę zaznaczyć, że warsztaty nie są lekcjami stylu. Filozofią, którą kieruję się na spotkaniach nie jest dawanie gotowych rozwiązań stylistycznych lub powielanie kreacji innych fotografów, Każdy twórca musi wypracować samodzielnie własny styl. Ja staram się, czy to na warsztatach ślubnych, czy poświęconych fotografii produktu, czy „błyskaniu w plenerze” dać „wędkę”, czyli bazę podstawowych umiejętności, która pozwoli rozumieć jak oświetlać, jak poradzić sobie, gdy nie mamy studia i gdy nie mamy lamp wyładowczych typu Broncolor, jak mieszać różne rodzaje oświetlenia, czyli jak skutecznie fotografować. Tego będę bronił, bo to obrona warsztatu, który powinien być bazą każdego twórcy.
Pamiętajmy że „STYLE” i „MODY” żyją krótko i giną we mgle zapomnienia, natomiast prawdziwe umiejętności i znajomość materii, w której się poruszamy, pozwalają tworzyć style lub kreatywnie dostosowywać się do zmiennych trendów.
Serdecznie pozdrawiam, Lecter.