Problem z podważaniem jednej definicji artyzmu jest taki, że wypadałoby zaproponować inną, konkurencyjną - no więc jako student ASP musiałem chąc-nie-chcąc zapoznać się z kilkoma traktatami na ten temat i powiem Ci - kol. bundy - że wkraczasz na sqrviale grząski terenA definicja polegająca na stwierdzeniu, że jakieś fotopstryki z twojego miasta robią ahtystycznie, jest - delikatnie mówiąc - cholernie mętna
A co do bezlitosnych statystyk, to fotografa i tak wybiera panna młoda, a nie "większość oglądających".
Wracając do zdjęć - dyskusja nadal toczy się wokół ziaren, ramek, artyzmów, techniki i inszych pierdół, a na taką drobnostkę, jak treść zdjęć nikt specjalnie nie zwraca uwagi. No więc ja zapytam - co byście sobie pomyśleli, gdybyście zobaczyli w parku, na plaży, nad jeziorkiem czy w innych okolicznościach przyrody parkę, która wystrojona i z uśmiechem przyklejonym do twarzy: podskakuje, tarza się po ziemi, wspina, wychyla zza drzew, zagląda sobie do majtek i pozoruje stosunek seksualny? Czy są to konwencjonalne i normalne zachowania par młodych? Czy w czasie ślubu naszła was nieposkromiona ochota, by po wyjściu z kościoła koniecznie biec do parku, skakać po ławkach i tarzać się po ziemi? A może naturalnym jest, by w celu odreagowania stresu skakać na galowo do jeziora, czy kłaść wśród morskich fal?