Niedawno byłem na ślubie znajomego. Przymierzam się powoli żeby spróbować coś zdziałać w tym fachu. Mieli wynajętego fotografa. Pierwszy raz się spotkałem z czymś takim. Miałem wrażenie że gość nie ma żadnych zahamowań. Latał jak wściekły po kościele i non stop walił fleszem. Byłem w szoku, zero dyskrecji. Zawsze wydawało mi się że fotograf powinien być niewidoczny.