No więc jestem szczęśliwie już "po". Fanów Jarre'a z góry przepraszam, że nie przyłączę się do bałwochwalczych peanów pod adresem ich idola. A to dlatego, że znajdowałem się w strefie zero, więc miałem okazję widzieć wszystko z bliska, na odległość pojedyńczych metrów. Ale od początku.
Od miesięcy nic nie wskazywało na to, abym miał dobrowolnie zakupić bilet :wink: Dopiero w tygodniu poprzedzającym koncert zadzwonił do mnie z Wawy mój kolega Maciek z informacją, że dostał zlecenie na zrobienie kilku zdjęć aparatami wielkoformatowymi i że chętnie widziałby mnie jako swojego pomocnika, a w zamian oferuje akredytację do strefy zero. W tej sytuacji oczywiście nie mogłem odmówić. Kilka zdań gwoli wyjaśnienia kwestii technicznych. Od kilku lat istnieje u nas w PL moda na dokumentowanie historycznych wydarzeń za pomocą aparatów wielkoformatowych - vide Gdańszczanie w Warszawie itp. Do tego celu używany jest kliszak 8"x10", lub jeśli warunki na to nie pozwalają, dwa sprzężone Sinary 4"x5" - takoż i było wczoraj w Gdańsku. W stoczni znaleźliśmy się kilka godzin przed koncertem, dostaliśmy identyfikatory i niedługo potem przewodnik wprowadził nas na dach budynku skąd miały być robione zdjęcia. Dla tych, którzy widzieli koncert w TV, lub na żywo - był to dokładnie ten sam budynek, który znajdował się za plecami głównej sceny. Koledzy zaczęli zastanawiać się jak rozstawić statywy, ale w pewnym momencie na dachu pojawił się jakiś francuski technik obsługujący znajdujące się tam 8 reflektorów i zaczął wykrzykiwać coś w stylu crazy photographers... Nie minęło kilka minut i na dach wtargnęło kilku ochroniarzy, którzy ściągnęli nas stamtąd nieomal siłą. Na nic zdały się wyjaśnienia, że to specjalne zdjęcie, że będzie na nim Jarre wraz z prezydentem Wałęsą itp. Odpowiedź była jedna - pan Jarre nie życzy sobie wykonywania jakichkolwiek zdjęć przez Polaków poza strefą dopuszczoną dla fotoreporterów. Gwoli wyjaśnienia strefa ta znajdowała się "tylko" 90 metrów od sceny. Co było robić. Zeszliśmy z całym sprzętem na dół (winda oczywiście nie działała), a organizator tej akcji (producent zdjęcia) udał się do biura Jarre'a w celu wywalczenia jakiejś zgody. Przy tej okazji istotne wyjaśnienie. Na okoliczność koncertu cała władza na terenie, gdzie on się odbywał, przeszła w ręce Francuzów! Polacy pełnili jedynie funkcje porządkowe (ściągnięto chyba ochroniarzy z wszystkich firm ochroniarskich w całym województwie), oraz typu "przynieś, podaj, pozamiataj". W strefie zero znajdowało się biuro Jarre'a, gdzie obowiązywały specjalne identyfikatory. Charakterystyczne było, jak przy mnie pojawili się Marek Niedźwiecki i Hirek Wrona i obydwaj zostali wykopani przez goryli "miszcza"
Gdzieś po 2-3 godzinach tłumaczeń, udało się wywalczyć u dyrektorki biura zgodę na zrobienie tych kilku zdjęć, pod warunkiem wszakże, że na dach wejdzie nie więcej niż 4 operatorów w towarzystwie nie mniej niż 3 ochroniarzy! Wypadło na to, że ja zostanę na dole. I dobrze, bo dzięki temu miałem okazję zrobić zdjęcia prezydentowi Wałęsie, który wraz z małżonką przyjechał w towarzystwie tylko jednego ochroniarza. Piszę o tym nie bez kozery, bo miszczu poruszał się otoczony wianuszkiem goryli i asystentów, którzy mieli ściśle określone role: poprawianie czerwonego szalika miszcza, szeptanie do ucha komplementów, usuwanie kamyków sprzed jego stóp, itp.
Sam koncert. 30 minutowy recital Stanisława Sojki przed koncertem to była pomyłka - szczęśliwie w telewizorni tego nie prezentowano. Z całą sympatią dla niego, nikt tego biednego Sojki nie słuchał; ludziska nie po to tam poszli. W połowie występu Jarre'a wyszedłem ze stoczni. Śmiertelnie zmęczony wszystkimi emocjami, głodny (ostatni posiłek to śniadanie) i generalnie zniesmaczony. Zdążyłem w domu obejrzeć jeszcze finałowe 20 minut i stwierdzam, że o niebo lepiej brzmiało to z Hi-Fi niż w strefie zero, gdzie niskie tony bardziej czuło się przeponą i całym ciałem, niż słyszało.
Wracając na koniec do motywów foto, żeby nie było to całkowicie oftopiczne. Widziałem w mojej strefie mnóstwo fotoreporterów z różnych agencji, ale tylko jedna osoba miała Nikona Źle to chyba wróżytemu producentowi. I mówię to z poczuciem żalu, bo monopol Canona źle z kolei wróży samemu Canonowi. IMHO.
A na koniec zdjęcie, jak nasza ekipa przygotowywała się w strefie zero do historycznego zdjęcia - dwa Sinary 4'x5' oraz Hasselblad z cyfrową dupką.
Jeśli z tego zdjęcia coś wyszło, to będzie ono do obejrzenia w poniedziałkowym numerze WPROST.