Nie potrzeba wojny w Afganistanie czy innym Iraku by poczuć trochę adrenaliny lub oberwać. Najlepiej "mają" w Warszawie gdzie co dzień jest jakaś manifestacja. Jakiś czas temu (chyba ze 4 lata temu) fotoreporter "Naszego Dziennika" (organ Rydzyka) stracił oko na manifestacji.

Ja z kolei niedawno z aparatem biegałem między lejącymi się miedzy sobą kibicami. Nie dawno przy okazji innego meczu jak ostatni osioł wszedłem między wściekłych kiboli i policję ochraniającą ich "wrogów" z innej drużyny. Jak na warunki małego miasta było ciekawie i teraz "marzę" o atrakcjach w Ekstraklasie.

Adrenalina faktycznie uzależnia.