Witam wszystkich canonierów! Mam problem ze swoim długo oczekiwanym S1. Dotarł do mnie w piątek z za oceanu (po 3 miesiącach) , a w sobotę zaliczył nagły i niespodziewany zgon. Po zrobieniu około 70 zdjęć zgasł wyświetlacz, aparat przestał reagować na jakiekolwiek przyciski, obiektyw pozostał wysunięty. Na krótko przed, przez wyświetlacz przeleciały takie pionowe fioletowe pasy i zgasł.Po wyjęciu i ponownym włożeniu aku.(camelion2500 ładowane jak Bóg przykazał 12h po raz pierwszy) aparat ożył , zrobił jeszcze kilka zdjęć i w czasie ich przeglądania znowu padł , tym razem na dobre. Przez minutkę świeciła się jeszcze dioda, ale aparat już na nic nie reagował. Próbowałem zaaplikować mu nowe baterie alkaiczne, ale nic to nie pomogło. Rozładowałem aku za pomocą walkmana , przewijając starą , oporną kasetę , non-stop przez 12h i doszedłem do wniosku , ze to nie aku , bo energi w nich było naprawdę dużo. Mimo to naładowałem je ponownie (12h) i jak przypuszczałem nic to nie pomogło, aparat nadal milczy.Przestudiowałem instrukcję i doszedłem do wniosku ,że popełniłem tylko jeden błąd - nie sformatowałem karty (tej orginalnej 32), ale myślę sobie ,że nie mogło to skutkować aż takim padem. Czy ktoś miał już taki przypadek? Co się mogło stać? Gwarancję mam tylko na stany i canade, a to troszkę daleko. Ile mogą sobie zażyczyć, za naprawę w naszym serwisie?