Byłem 300 m - 500 m od miejsca tragedii. Zrobiłem ostatnie zdjęcie w jego locie. Potem na chwilę mi zniknął za drzewami. Czekaliśmy aż zawróci. Po chwili usłyszeliśmy głuchy huk. Wszyscy myśleliśmy, że to na Skaryszewskiej stuknęły się samochody. I nagle krzyk - "rozbił się". Nikt nie wierzył. Dopiero jak zobaczyliśmy dym (nie był za duży) - uzmysłowiłem sobie, że to prawda. Zdjęć jeszcze nie oglądałem. Nie mam siły.
A ludzie? Różnie. Obok mnie była ekipa młodych (7-10 lat) chłopaków. Dla nich to był szok. Płakali. Znali wszystkie samoloty. Przeżywali każdy lot. ....