Mzeta, a ja Ci powiem tak.
Rozpoznaję u Ciebie syndrom "łaaaa, mam aparat, ale fajnie" - a rozpoznaję, bo sama też go miałam. Rozpoznaję też syndrom "łaaaa, ale to wszystko wokół mnie jest piękne" - a rozpoznaję, bo ja też go ciągle mam. Co rzekłszy, mam nadzieję, że nie obrazisz się za rady i krytykę.
Twoje zdjęcia nie są dobre - to Ci już powiedzieli, z pewnością w niezbyt miły sposób, ale trafnie. nie są dobre z czterech powodów. Po pierwsze: dla nas - oglądających - są przypadkowe. Po drugie: są niezgodne z zasadami kompozycji. A zasady te nie zostały stworzone sztucznie, a po prostu nazywają to, co każdy obdarzony jakimkolwiek zmysłem artystycznym czuje instynktownie. Po trzecie: są źle zrobione technicznie, np. rażą zbyt jasnym - przepalonym - niebem. I po czwarte: brakuje im obróbki.
Wszystkie te problemy można rozwiązać. Zacznę od końca. Zaprzyjaźnij się z jakimś programem do obróbki zdjęć, jak już Ci radzili. Pobaw się, potestuj, poeksperymentuj. Każdy może pstryknąć zdjęcie z przekrzywionym horyzontem, ale każdy też może je poprawić. Po trzecie i po drugie - kup jakąś książkę, a jeszcze lepiej - jakieś książki. Ja jestem fanką Bryana Petersona (to na Twój problemy techniczne) i Johna Hedgecoe, ale Helios wydaje teraz całkiem miłą serię "Warsztaty Fotograficzne". Kup, pożycz, poproś o prezent na urodziny. Przeczytaj. Raz, drugi. Poważnie! Porównaj podejścia autorów. Przemyśl. I jeszcze raz przeczytaj. Potem pooglądaj zdjęcia innych - na tym forum, na forach konkurencji czy na innych portalach. Popatrz na zdjęcie... Zanalizuj... Przypomnij sobie, co czytałaś o dobrych i złych zdjęciach... Oceń je sama... I popatrz, jak komentują je inni, porównaj te oceny ze swoimi. Nie zauważyłaś, że horyzont leci? Wiesz już, że musisz o tym pamiętać. Nie zauważyłaś rozpraszającego uwagę elementu w tle? Już wiesz, że musisz zwracać na to uwagę, kiedy sama robisz zdjęcie. Nie przeszkadzało Ci przepalone niebo, za które zdjęcie zostało później rozjechane przez krytykę? Naucz się korzystać z histogramu i używaj go, kiedy oceniasz własne fotki.
I wreszcie pamiętaj, że tych, którzy oglądają Twoje zdjęcia, nie było w momencie ich robienia. Nie wiedzą, że - HIPOTETYCZNIE! - dziewczyna z lornetką jest Twoją dawno nie widzianą psiapsiółką, a zdjęcie jest jednym ze zdjęć zrobionych w czasie strasznie fajnego dnia, kiedy Cię odwiedziła. Nie wiedzą, jak fantastycznie bawiły się psy, kiedy je sfotografowałaś. Nie czują bólu nóg i piekących od mrozu policzków po wędrówce ani nie słyszeli ptaków, które tak pięknie śpiewały koło kościoła. To dla Ciebie te zdjęcia opowiadają jakąś historię, dla nas - nie. To jest, moim zdaniem, najtrudniejszy element przy robieniu zdjęć i ponieważ właśnie jego nie mogę przeskoczyć, żadnych zdjęć tu jeszcze nie pokazałam. Ponieważ wiem, że łatwiej zniosę samokrytykę niż krytykę, jestem wobec siebie bardzo samokrytyczna i Tobie też to polecam. Po pierwsze, robię zdjęcia. Robię tych zdjęć mnóstwo, gdyż (patrz syndrom "łaaaa, jakie to wszystko wokół mnie jest piękne"). Po drugie, zrzucam je na dysk, obrabiam (nie jestem w tym mocna) i kasuję największe gnioty. Po jakimś czasie (liczonym w tygodniach, nie godzinach) przeglądam foldery, wybieram najlepsze zdjęcia i kopiuję je do osobnego folderu. Co jakiś czas do tego folderu zaglądam, usuwam z niego te fotki, które nie zniosły próby czasu i próby pytania "czy oni zobaczą na tym zdjęciu to, co ja?", dodaję nowe... I widzę, że są takie, które jednak w tym folderze są. Te właśnie może kiedyś zaprezentuję.
Nie jesteś tak samokrytyczna jak ja, i pewnie to dobrze, bo ja z tym przesadzam. Ale Ty, Mzeto, samokrytyki masz z kolei za mało. To, co Ci napisałam, da się streścić w dwóch słowach - jeszcze nie. Jeszcze nic nie pokazuj. Poczekaj kilka tygodni. Poczytaj, poucz się z książek i z cudzej krytyki cudzych prac. Zastosuj tę krytykę do swoich fotografii. Jeśli wystarczy Ci tego zapału i samozaparcia do nauki, będzie dobrze.