Dawno, pradawno temu, kiedy w NRD można było kupić Praktikę MTL 5B miałem i 11 kotów...
Tzn. mniej-więcej tyle przychodziło do nas spać, bo normalnie żerowały w mleczarni za płotem, a nas "uznawały" (*)
Najpierwsza z nich - Kuba - była najbardziej nasza - bo jak się przybłąkała - to była mała. Podporządkowała sobie okolicę (jak Imka u Puca i Bursztyna) a następnie - no właśnie - skądś te pozostałe dziesięć musiało się brać, nie?
Kiedy było głodno - a wtedy i tak bywało - to i koty nie dostawały nic do miski. I nasza Kuba przynosiła nam wtedy do kuchni zagryzione krety, myszy, łasiczki - czasem wróbla.
I tak mijały lata... Kuba wpadła pod cysternę z mlekiem i zostawiła nam kompletnie oswojone kociaki.
Każdy z nich trafił potem do ludzi, ale nim to się stało, jednego z nich też woziłem taksówką do weterynarza. Szkrab wsunął się niepostrzeżenie pomiędzy drzwi (takie kiedyś były podwójne poniemieckie) i został przez nie zgnieciony, kiedy je zamykałem wieczorem. Krew mu się lała z oczu i uszy i miał drgawki... Weterynarz nie zadawał zbędnych pytań - dał mu tylko jakieś zastrzyki i kazał przyjść za trzy dni "na kontrolę". Kot - jak to kot - rzecz jasna wyzdrowiał i poszedł później pod opiekę starszego małżeństwa.
Tak mi te Twoje zdjęcia przypomniały stare kocie dzieje...
(*)
Znalazłem to skądś spisane: "Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea." i... zaczynam się w tym przekonaniu utwierdzać![]()