Myślę, że dobrze sprawę opisał Eric Grigorian w "Press"ie po GPP:
"[...]Lecz gdy patrzyłem na tego chłopca nad grobem ojca, wahałem się czy w ogóle powinienem go fotografować. Powtarzałem sobie: "musisz, to twoja praca". W końcu zrobiłem tylko kilka klatek z tej sytuacji.[...]
Wielu fotografów, pytanych, czy w takich sytuacjach nie mają bardziej chęci pomóc, niż fotografować, odpowiadaja pewnie: "Ależ skąd! To nasza praca. Ona polega na tym, że my jesteśmy świadkami". Skąd u Pana to wahanie?
Zgadzam się z tym, co mówią: jesteśmy tylko świadkami, to nasza praca. Tylko że od myślenia o tym, jak powinien się zachować człowiek w sytuacji, gdy widzi tragedię, do wykonania jakiegoś ruchu by pomagać - droga jest daleka. Mój przykład pokoazuje, co myśli fotoreporter, który ma przed sobą chłopca kucającego nad grobem ojca. Że może się wahać.
Będąc wielokrotnie w takich sytuacjach, nikomu nie pomogłem. Kiedy widzę bezdomnego, fotografuję go, a nie zabieram gdzieś, by nakarmić go albo umyć. Tak więc rozumiem argumentację kolegów fotoreporterów. Pamiętam wielką dyskusję, jaką mieliśmy na zajęciach z fotografii: ktoś tonie i wzywa pomocy, powinniśmy go ratować czy robić zdjęcia? Sądzę, że większość fotoreporterów próbowałaby mu podać rękę, ale to nie jest sednem naszej pracy".
Osobiście, po części zgadzam się z Grigorianem. Natomiast każdy z nas jest najpierw człowiekiem a potem fotografem i myślę, że gdybyśmy byli jedynymi świadkami np. wypadku, lub sytuacji zagrożenia życia, to każdy z nas odłożyłby robienie zdjęć ewentualnie na potem. Druga sytuacja to taka, kiedy osoba potrzebująca opiekę już otrzymuje, lub otrzymała - myślę, że wtedy każdy z nas nie wahałby się z naciśnięciem spustu migawki.