Kiedy patrzę na ślubne zdjęcie mojej prababci i pradziadka, czarno-białą, matową odbitkę wykonaną na grubym papierze, która ma prawie sto lat... Stoją w dostojnej pozie, jakby zdawali sobie sprawę, że to coś wielkiego, że takich ich zapamiętają.
Zdjęcie jak przesłanie, które poleci w przyszłość. Świadectwo ich historii.
Stoją dumnie, pradziadek w mundurze, prababcia w sukni. Heh...
Wyobrażam sobie jak to mogło się odbyć: atelier, światła, tło, wielki skrzynkowy
aparat z "okiem"...
Dziś rodziny są raczej atomowe: 2+1, 2+2. Współczesne życie nie sprzyja zacieśnianiu kontaktów, rodzinnych więzi. Co roku jeżdżę na Wszystkich Świętych do rodzinnego miasta i obserwuje jak z roku na rok jest coraz mniej ludzi przy grobach, a pamiętam gorszą pogodę i większe tłumy niż ostatnio...
Tak, fotografia traci na znaczeniu, przestaje być łącznikiem z przeszłością, czymś w rodzaju magicznego talizmanu. Choć wciąż wielu z nas jeszcze nosi zdjęcia bliskich
w portfelu... Przestaje być czymś ważnym, wyjątkowym, specjalnym.