Napisałem na innym forum, poprostu to przepiszę bo widze że w swoim relatywiźmie niektórzy zabrnęli w "amerykańskie rejony":
Jak Wy możecie wogóle pisać takie rzeczy ze jak ktoś jest osobą publiczną/bogatą to wolno go tak atakowac bo to jest cena za w/w przymioty...
To jest takie samo zbydlęcenie jak przyzwolenie na agresywne i chamskie zachowania smarkaczy w miejscach publicznych. Oni mogą nawrzeszczeć, zwyzywać i cząsto napluć na kogoś starszego w miejscu publicznym i wszyscy udają ze tego nie widzą. A najlepsze jest to, że kiedy zwracam takim dupkom uwagę, walnę w gębę dla skonsternowania delikwenta czy wyrzucam z autobusu to później na mnie patrzą jak na bandziora jakiegoś. Dokładnie się teraz tak samo zachowujecie jak Ci ludzie, którzy swoje tchórzostwo tłumaczą dysocjacją odpowiedzialności. Czy Wy nie widzicie że takie popuszczanie zasad już prowadzi do tego że nastolatki zachowują sie w sposób tak ohydny ze czasem aż trudno wytrzymać, bo jakie mają wzorce z brukowej prasy ? Możesz kogoś zwyzywać bo jest bogaty/stary/biedny bo przecież tak robią w gazetach... bo wrszcie "masz prawo" albo możesz bo jesteś młody i nic Ci nie zrobią (w sensie że nikt nie zareaguje i spuści łomot bo o karze wymiaru sprawiedliwości nie ma co wspominać).
Nie mogę tego pojąć poprostu...może to poprostu taki durny, skundlony naród...