To po prostu nie czytaj. Ja piszę swoją własną opinię o JN. On jest dla mnie człowiekiem z innego, obcego dla mnie świata. I tylko tyle. Nie staram się obrazić nikogo, kto widzi w JN guru fotografii.
To po prostu nie czytaj. Ja piszę swoją własną opinię o JN. On jest dla mnie człowiekiem z innego, obcego dla mnie świata. I tylko tyle. Nie staram się obrazić nikogo, kto widzi w JN guru fotografii.
Tylko Canon. Po 30 latach uzbierało się tego sporo
Na całym świecie najlepiej sprzedaje się cudza tragedia, kataklizmy itd. Kto był chciał kupić u nas gazetę lub obejrzeć film na przykład o szczęśliwej przeciętnej niemieckiej rodzinie?
Zwykły człowiek, "nie fotograf" widząc ten materiał raczej nie będzie się zastanawiał nad moralnością fotografa ale nad tragedią ludzi.
Znowu fotografowie (np. na forach) też go obejrzą i podejmą temat i tak autor zaspokoi wszystkich.
Ważne aby się mówiło i oglądało.
Tak Ważne by się mówiło i oglądało bo wtedy jest większa szansa że ktoś tym ludziom pomoże, a o to właśnie przecież chodzi. Zwykła niemiecka rodzina sama sie zfotografuje i zrobi sobie album rodzinny bo o niej nikt słyszeć nie musi im sie dobrze żyje.
Dokładnie. Taki film ma oczywiste przesłanie.
Gość jest fotografem wojennym. http://www.jamesnachtwey.com/
Gdyby kogoś interesowało to poniżej credo i odpowiedź dlaczego trzyma się tego tematu:
"There has always been war. War is raging throughout the world at the present moment. And there is little reason to believe that war will cease to exist in the future. As man has become increasingly civilized, his means of destroying his fellow man have become ever more efficient, cruel and devastating.
Is it possible to put an end to a form of human behavior which has existed throughout history by means of photography? The proportions of that notion seem ridiculously out of balance. Yet, that very idea has motivated me.
For me, the strength of photography lies in its ability to evoke a sense of humanity. If war is an attempt to negate humanity, then photography can be perceived as the opposite of war and if it is used well it can be a powerful ingredient in the antidote to war.
In a way, if an individual assumes the risk of placing himself in the middle of a war in order to communicate to the rest of the world what is happening, he is trying to negotiate for peace. Perhaps that is the reason why those in charge of perpetuating a war do not like to have photographers around.
It has occurred to me that if everyone could be there just once to see for themselves what white phosphorous does to the face of a child or what unspeakable pain is caused by the impact of a single bullet or how a jagged piece of shrapnel can rip someone's leg off - if everyone could be there to see for themselves the fear and the grief, just one time, then they would understand that nothing is worth letting things get to the point where that happens to even one person, let alone thousands.
But everyone cannot be there, and that is why photographers go there - to show them, to reach out and grab them and make them stop what they are doing and pay attention to what is going on - to create pictures powerful enough to overcome the diluting effects of the mass media and shake people out of their indifference - to protest and by the strength of that protest to make others protest.
The worst thing is to feel that as a photographer I am benefiting from someone else's tragedy. This idea haunts me. It is something I have to reckon with every day because I know that if I ever allow genuine compassion to be overtaken by personal ambition I will have sold my soul. The stakes are simply too high for me to believe otherwise.
I attempt to become as totally responsible to the subject as I possibly can. The act of being an outsider aiming a camera can be a violation of humanity. The only way I can justify my role is to have respect for the other person's predicament. The extend to which I do that is the extent to which I become accepted by the other, and to that extent I can accept myself.
James Nachtwey"
Miejmy nadzieje że teraz pewni czytelnicy zrozumieją dlaczego jest on tak chwalony za to co robi.
Nie wiem czy patrząc przez aparat wytrzymał bym spojrzenie cierpiących oczu.
Bardzo spokojnie i z pewnością wypowiadacie się o uczuciach i relacjach fotograf - osoba cierpiąca. Nie podoba mi się ta pewność. Ciekawy jestem czy widzieliście cierpienie z bliska lub osobę pozbawioną nadziei. Nie trzeba daleko szukać. Proponuje spacer do szpitala w mniejszej miejscowości lub hospicjum, i zrobienie reportażu oczy chorych. Potem opisać swoje uczucia - po wycieczce rozmowach z personelem i chorymi.
Będąc tam, nie pokazujcie aparatu i powiedzcie, że chcieliście im pomóc i co możecie dla nich zrobić.
Ciekawy jestem na którym miejscu długiej listy usłyszycie proszę o fotografię.
Tak. Często i w bezpośrednim kontakcie. Reportaż w szpitalu i innych miejscach, gdzie są ludzie nieuleczalnie chorzy i umierający miałem okazję wykonywać kilkakrotnie (akurat te ze szczególnymi, ciężkimi przypadkami nie fotografowałem na zlecenie - była to moja osobista inicjatywa). Uwierz, wystarczy, że nie mają nic przeciwko byciu fotografowanymi.
Tak naprawdę jedynym, który powinien prosić to fotograf (i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej, choć sporadycznie zdarza się, że ktoś sam prosi o zdjęcie).
Nie każdy ma predyspozycje do konkretnej pracy. Obojętne, czy to będzie praca fotografa, krawca, lekarza.
Aptekarze też żerują na ludzkim nieszczęściu ? Przecież leki są drogie a kupować trzeba.
Poza tym punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
A czy zadaniem reportera jest chodzenie i czekanie na to aż ktoś go poprosi o zdjęcie czy dokumentowanie rzeczywistości ??
Tak jak przedmówca napisał punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Reporter w tym wypadku jest jak lekarz... Lekarz leczy a reporter dokumentuje i oboje nie chodzą i nie płaczą nad tymi ludzmi tylko wykonują swoją pracę bo do tego są przeznaczeni. Niewiem czy Ty byłeś w takim środowisku ja miałem do czynienia ze środowiskiem medycznym i owszem na początku człowiek różnie podchodzi do różnych spraw a potem sie na to znieczula, nie dlatego żeby sie od tego odciąć tylko dlatego że zbyt osobiste podejście do wszystkiego uniemożliwiło by prawidłowe funkcjonowanie i wykonywanie pewnych zadań. Wyobraż sobie lekarza który przychodzi do chorego i widząc jego cierpienie zaczyna ryczeć i wychodzi bo nie może znieść tego widoku, widziałeś kiedyś taki przypadek ?? Pozatym niebędąc tam tą osobą chorą i mieszkającą w tamtym środowisku nie jesteś w stanie określić jak oni reagują więc nie stawiaj sie w ich sytuacji i niemow o co by poprosili.
A tak wogole nawiązując do tematu wątku w samym przesłaniu Nachtweya chodziło o to żeby jak najwięcej osób się dowiedziało co się dzieje na świecie i jak grożna jest TB żeby pomóc ludziom na nią chorym więc niekumam jak ktoś może myśleć że to żałosne. Lepiej zostawić ich samych sobie tak ??