Cała sprawa zaczęła się od tego, że stałem sie posiadaczem 5D z (ultra)szerokim kątem 16 mm. Akurat było to w połowie moich "praktyk" w Wyborczej. Szczęśliwy, z nową zabawką ruszam na miasto pstrykać foty, wszędzie wchodzę w centrum akcji, wszędzie ultraszeroki kąt, wg maksymy: "Jeśli zdjęcie jest niedobre, tzn. że nie byłeś wystarczająco blisko". Szczęśliwy, że mam kadr pełen akcji, wracam do redakcji, a tam kubeł zimnej wody na głowę: "Szeroki kąt jest fajny, fotografowie go lubią, bo pokazuje więcej niż się widzi, widać wszystko na około, ale to nie jest fotografia. Do gazety takie zdjęcie pójść nie może, szczególnie ze względu na zniekształcenia."
Powiedziałem: "Trudno, zostaje mi jeszcze kąt 35 mm w obiektywie..." No i jakoś próbowałem się odzwyczaić od szerokiego kąta.

Ale... Kupuję angielską wersję National Geographic(z Polską coś się stało i fotki są beznadziejne), a tam jeśli jest szeroki kąt, to jest to ultraszeroki kąt, zniekształcenia w rogach, etc, ale w reportażu jednak jest, reporter był*w centrum akcji, nie stał kilka metrów dalej. Zdjęcia z szerokim kątem mają w gazecie tę samą pozycję co te zrobione dłuższymi obiektywami, nieprzerysowującymi ogniskowych.
Kto ma rację? NG, czy GW, a więc i reszta polskich gazet codziennych?

Dalej... We Francji kupuję "Le Figaro" i tam również sporo zdjęć z ultraszerokim kątem, na niektórych z nich ludzie są bardzo "rozciągnięci". Ale chyba nikomu to w odbiorze nie przeszkadza, a zdjęcia pokazują więcej i są najprościej w świecie mówiąc: ciekawsze.

I tym sposobem mam dylemat. Ponieważ jestem uczącym się, to nie wiem czy uczyć się na szeroko, czyli mówiąc w wielkim skrócie na modę zachodnią, czy zostać przy naszej, rodzimej, porzucić 16-35 i wrócić do 50 mm.
Jestem ciekaw co wy o tym sądzicie. Czy do Polski też dotrze szeroki kąt? Czy może jest to świadectwo nieprofesjonalizmu fotoedytorów zachodnich. Czekam na wasze opinie.
Pzdr,
Tomek