Początkiem sierpnia oddałem do serwisu obiektyw EF 70-200 f2.8L IS USM II na żytniej z powodu uszkodzonego AF i IS. Po otrzymaniu otwieram i ku mojemu zdziwieniu - syf w nim i malaria!! Na przedniej soczewce AF wewnątrz szkła paproch na 3mm. a w tylnej części jakieś małe kłaczki, pyłek. Wg specyfikacji obiektyw jest pyło szczelny odporny na wilgoć. Dzwonię zaraz do serwisu a oni że nie możliwe żeby był kurz w środku. Ja i 6 kolegów jesteśmy ślepi? Kazał koleś przysłać ponownie - spakowałem i poszedł. Po powrocie palec odbity na przedniej soczewce AF, mniej pyłku w tylnej części a wiecej paprochów - nerwy puściły. Telefon do serwisu - kazali przysłać. Zgadnijcie - nie dali rady!! Dzwonie do przedstawiciela Canon - kazał przysłać. Stwierdzili że jest biała plama, że zabrudzenia nie mają wpływu na jakość zdjęć. Mówię kolesiowi że 3x w serwisie to porażka za taką cenę obiektywu (prawie 9000zł) gdzie przez miesiąc obiektyw jeździ na żytnią a nie zarabia na siebie? /To tak jakby oddał mercedesa do serwisu a dostał z zabrudzonymi fotelami i paluchami na przedniej szybie, a na tylnej kanapie były rozsypane frytki itp./ Stwierdził, że specjalista ocenił że biała plama nie jest z winy serwisu bo to jest cześć nie rozbieralna i nie mogła dostać się w serwisie. Zastanawiam się kogo robią w balona? Przekazał do serwisu i mają naprawić... Aż boję się jak przyślą go i spojrzę na niego.
Pytanie - czy jeżeli nie poradzą sobie mogę zażądać nowego obiektywu? 3x w serwisie i kolejny u przedstawiciela gdzie został ponownie przekazany na serwis??