Czyli: jak to jest jak nie pozwalają wnieść żadnego aparatu....a udało się
... IXUSa 70 w gaciach.
Cholernie trudny koncert.
Jedyny w Warszawie w kameralnej sali "Stodoły".
Artysta ogromnej klasy a na dodatek już naprawdę mocno wiekowy więc - tłum ludzi z całej Europy.
Takiego "wentylowania" za jakimkolwiek sprzetem fotograficznym - jeszcze nie przeżyłem.
Akredytacji oczywiście jak zwykle na koncerty gwiazd - nie ma.
Może dlatego że kanał dla fotoreporterów to byłoby metr sali mniej czyli jakieś 80 osób?
Może rekordzista co czekał na wejście 40 godzin nie załapałby się tak blisko jakby chciał?
Sam koncert - fantastyczny!
Choć sterany przez artretyzm Dylan od dawna nie sięga po gitarę - potrafi bez problemu tak podgrzać salę jak już dawno nie widziałem.
Spiewali prawie wszyscy prawie wszystko!
A miał kto śpiewać: choćby Hołdys czy Muniek czy też mniej znani.
Publiczność - bawiła się świetnie!
Falowała jak jeden wielki zespół taneczny...
Gorzej było ze zdjęciami...
Dylan stał przy keyboardzie - bez ruchu nieomalże - w czasie każdego "kawałka"!
Stał bokiem nie odwracając się do sali!
Swiatło - gaszono w przerwach utworów i w absolutnych ciemnościach crew wycierał, podawał wodę, zmieniał stroje i co tam jeszcze: PO CIEMAKU.
Potem zapalało się i ...jechali następny kawałek.
Cholernie kameralnie! - jak widać....
I jak dla fotografującego - to jakoś tak ascetycznie było: faceci w czerni, światło wyłącznie żółtawo- białe.
Dylan śpiewał nieporuszając się prawie wcale, utwór sie kończył, światło gasło i...od nowa!
Hmmm...nie tego się spodziewałem.
Ale za to TA MUZYKA.
Legendarna na żywo!
Warto było!
Po tym kupiłem G9.