Jak kupisz bezlusterkowca, a potem chcesz przechodzić na sprzęt "profi", to jesteś tak samo udupiony, jakbyś kupił Canona 1000D z kitem EF-S (ba, dotyczy to nawet Canona 7D z obiektywami EF-S dużo droższymi, niż zwykły kit). Tak czy siak musisz wymienić wszystko: puszkę, obiektyw, akumulatory, nawet karty pamięci. Niektórym być może zostanie jakaś stałka EF za 400 zł i lampa Tumaksa czy jakiegoś Sunpaka za 500 zł, bo w opinii przeciętnego użytkownika droższych akcesoriów raczej nie warto kupować do plastikowych zabawek entry-level.
Gdybym wiedział, że przechodząc po latach na sprzęt FF wart 20 tys. zł, zaoszczędzę "aż" 900 zł (na starych klamotach, których wstyd podpiąć do profesjonalnego sprzętu), z miejsca brałbym bezlusterkowca jako swój pierwszy aparat, gdyby tylko okazało się, że jest mniejszy/ładniejszy/cichszy/kolorowy/retro/sretro/z lepszą gwarancją (niepotrzebne skreślić).
A warto jeszcze wziąć pod uwagę, że tego typu rozterki dotyczą najwyżej co dziesiątego użytkownika najprostszych lustrzanek. Cała reszta nigdy nie przejdzie na sprzęt "profi" ani nawet nie dowie się, że taki sprzęt w ogóle istnieje. Co nie znaczy, że nie kupi sobie obiektywu makro, portretowej stałki czy jakiegoś UWA.