Ja tam jestem zdania, że impresjoniści mieszali głównie absynt z likierem i winem co u niektórych objawiało się nawet ślepotą. Mieszanie farb na niewiele się zda jeśli ktoś nie potrafi malować. A nawet jak to jak ma kaca to się ręce trzęsą a jak się napije to jest co jest. Popatrz na mistrzów choćby na Boscha. Gość znał uboczne działanie absyntu i nie kombinował wciągał grzybki i ziółka i malował tak dobrze, że jego obrazy od razu po namalowaniu inkwizycja paliła na stosie. O tym, że do Luwru szkoda stać w kolejce to wiadomo. Jak chcesz poszukać czegoś ciekawego to daleko poza jego granicami. Nie mniej miałem raczej obrazy malowane w latach 70 i 80 ubiegłego wieku.

Ja pominąłem ekstremalne przypadki niszczenia zdjęć. Zdjęcia ze ślubu mojego kolegi były tak dobre, że zjadł je pies razem z negatywem. Jednak stanowczo odmówiłem ich rekonstrukcji ponieważ nie mogłem ustalić, którą stroną psa ten ostatni został wyciągnięty.

Wracając do zdjęć to nie tyle winne jest ORWO co nasz krajowy papier fotograficzny. Sól żelazowa znajdująca się w wybielaczu wymagała ciepłej wody i długiego płukania. Jak została w papierowym podłożu to z czasem zdjęcia przybierały jej czerwono beżowy odcień. Ale to nie jest takie istotne bo większość zdjęć zawodowych w tamtym okresie wykonywano i tak na materiałach sprowadzanych z zagranicy. I taki już węgierski papier FORTE miał plastikowe podłoże. Ale i to nie ma w sumie znaczenia. Nawiązując do komuny inspiracji należałoby raczej szukać w studio fotograficznym bo to głównie tam wykonywano wtedy ślubne zdjęcia. Moda na plenery przyszła w drugiej połowie lat osiemdziesiątych.